Reporter wojenny, ekspert ds. bezpieczeństwa i publicysta. Jako reporter był w Iraku w czasie operacji mosulskiej, w 2018 roku w Donbasie oraz na granicy polsko-białoruskiej. Autor reportaży z ukraińskiej wojny obronnej 2022 roku. Odbył kilka podróży reporterskich po ogarniętej wojną Ukrainie – autor tekstów o zbrodniach rosyjskich w Buczy i Borodiance, a także o sytuacji frontowej pod Charkowem. Autor książki „Kronika Prześladowanych” o męczeństwie chrześcijan w XXI wieku oraz sytuacji Ukrainy. Współpracował m.in. z Tygodnikiem Solidarność, DoRzeczy, Gazetą Polską Codziennie, Rzeczy Wspólne, Katolicką Agencją Informacyjną. Pisze do Defence24.pl. Jest komentatorem spraw międzynarodowych w TVP, Polsat News oraz Polskim Radio. Wykładowca, szkoleniowiec, ekspert ds. mediów. Prywatnie miłośnik sportów walki, uprawia boks.
Michał Bruszewski
Rozwój Sił Zbrojnych RP, a międzynarodowe geopolityczne zmiany z uwzględnieniem wojny na Ukrainie
Wstęp
Od ponad dekady w swojej dziennikarskiej i analitycznej pracy przyglądam się zagadnieniom bezpieczeństwa, konfliktów zbrojnych oraz wojska. Osobiście relacjonowałem kilka wojen i kryzysów, w tym przyglądając się służbie polskich żołnierzy oraz funkcjonariuszy. Jeszcze kilka lat temu temat dotyczący polskiej armii był traktowany przez opinię publiczną jako poboczny, na czym cierpiało nie tylko Wojsko Polskie, ale także kultura strategiczna nad Wisłą. Nie podzieliliśmy, na szczęście, losu tych państw zachodniej Europy, gdzie armia jako instytucja ma strukturalny problem z rekrutacją żołnierzy. Polska wszelako nigdy nie dołączyła do tych państw NATO, w których służba w wojsku jest odbierana jako społecznie nieatrakcyjna. Przypomnę tylko, że w 2018 roku głośno było o fakcie, iż Bundeswehra chce się otworzyć na zaciąg do niemieckiej armii obywateli innych państw Unii Europejskiej, ze względu na kryzys w rekrutacji. O sprawie pisał m.in. „The Guardian”. Oznaczało to wielki międzynarodowy kryzys wizerunkowy niemieckiego wojska. Serwis „Statista”, który zajmuje się analizą danych z różnych państw opublikował wówczas artykuł pt. „Niemieckie wojsko jest żałośnie nieprzygotowane do działania”, gdzie stwierdzono, iż „gotowych do akcji” było zaledwie 39 samolotów Eurofighter (ze 128) oraz 105 Leopardów 2 (z 224). Jeszcze bardziej obniżyło to rangę społeczną atrakcyjności zawodu żołnierza w Niemczech. Polskie społeczeństwo, pomimo powszechnej w świecie zachodnim wizji demilitaryzacji i obniżenia znaczenia wojska na rynku pracy, jest wciąż mocno zakorzenione w historii oraz patriotyzmie, gdzie zawód żołnierza nieodłącznie wiąże się z suwerennością naszego kraju. Polskie społeczeństwo darzy zaufaniem żołnierzy WP, co potwierdził sondaż IBRIS w 2020 roku, gdzie 74,1 proc. badanych Polaków wskazało, że ufa Siłom Zbrojnym RP. Co ciekawe, z badania „Dziennika Gazety Prawnej” z lutego 2023 roku, wynika iż prawie 40 proc. badanych popiera przywrócenia obowiązkowego poboru do Wojska Polskiego. Jest to zaskakująco wysoki wynik.
W ostatnim dwudziestoleciu na świecie miała miejsce seria kryzysów, klęsk humanitarnych oraz konfliktów zbrojnych, które zdezaktualizowały w społeczeństwie wizję świata bez wojen i zagrożeń. Ten utopijny paradygmat określany mianem „globalnej wioski” lub „końcem historii” (za tytułem książki Francisa Fukuyamy) narzucił zachodniemu światu narrację o nowych bezpieczniejszych czasach. Tymczasem, jak wyliczono już w 2017 roku, od zakończenia II wojny światowej na świecie było zaledwie 26 dni pokoju. To pokazuje jak bardzo nieprawdziwa to była wizja. A mówimy o stanie sprzed rosyjskiej frontalnej inwazji przeciwko Ukrainie w roku 2022, gdzie stan ten tylko się pogłębił. Każdy z tych aspektów uzasadnia – nie tylko samo posiadanie ale – wzmacnianie Sił Zbrojnych i potencjału obronnego. Są na świecie kraje, które faktycznie pozbyły się swojej armii – takim krajem jest Kostaryka, wskazywana przez lata jako wzorzec dla zwolenników utopijnego pomysłu likwidowania wojska. Zachwyt nad tym krajem skończył się w 2010 r., gdy wojska Nikaragui przekroczyły granicę z Kostaryką i na podstawie błędu na mapie Google (tak, taki był argument) przesunęły granicę między oboma państwami. „Naród, który nie chce karmić własnej armii, będzie karmił cudzą” – mawiał Napoleon Bonaparte. Polacy, z uwagi na doświadczenia historyczne swojego narodu, są szczególnie wyczuleni na sprawę armii. Przedrozbiorowa historia I Rzeczpospolitej wskazuje, że wraz z rozbrojeniem i oszczędzaniem na armii piętrzą się dla kraju geopolityczne kłopoty. Nie ustrzegło to poszczególnych rządów III RP przed błędami redukowania wojska, które – gdyby nie członkostwo w NATO – mogły skończyć się rozbiorami Polski lub jej militarnym porażeniem (np. zniszczeniem naszej surowcowej infrastruktury alternatywnej wobec dostaw z Rosji). W III RP było wiele patologii, które osłabiały nasz potencjał obronny. Likwidowanie jednostek Wojska Polskiego było tego najskrajniejszym przykładem. Wystarczy wspomnieć, że legendarny polski 4 Pułk Piechoty istniejący od czasów Księstwa Warszawskiego (także za zaborów i w PRL) nie przetrwał III RP. Finalnie udało się powyższe trendy zahamować, ale Ukraina utraciła Krym m.in. z powodu procesu redukcji swoich Sił Zbrojnych, którego kulminacyjny moment przypadł właśnie na 2014 rok, czyli agresję Federacji Rosyjskiej. Do przykładu Ukrainy będę się po wielokroć odwoływał, ponieważ we współczesnej dyskusji o bezpieczeństwie nie da się od niej odwrócić wzroku.
Wnioski z Ukrainy dla Sił Zbrojnych RP
Przebieg rozpoczętej 24 lutego 2022 roku pełnoskalowej rosyjskiej inwazji przeciwko Ukrainie obalił wiele militarnych mitów, które pokutowały w przestrzeni publicznej. Okazało się, że w praktyce wojna – poza nowoczesnym sztafażem w postaci bezzałogowców i wywiadu satelitarnego – przypomina starcia z okresu II wojny światowej. To co eksperci przez wiele dekad przedstawiali jako niemożliwe do powtórzenia (pancerne kolumny, bitwy powietrzne, siła obrony przeciwlotniczej) stało się na naszych oczach. Wojna na Ukrainie potwierdza zasadność utrzymywania licznych Sił Zbrojnych RP - wyszkolonych, uzbrojonych oraz zadaniowanych do różnego rodzaju walki – zarówno kordonowej (obrona linii frontu) jak i manewrowej. Obecnie Ukraina utrzymuje pod bronią 750 tys. żołnierzy i funkcjonariuszy. Wspomniana ogromna liczba powoduje, iż pomimo dysproporcji sił na korzyść Rosji – Władimir Putin nie jest w stanie podbić terytorium państwa ukraińskiego, zadawalając się obecnie okupowanymi terytoriami wschodu i południa Ukrainy, których utraty się boi, a głównym zadaniem obecnie rosyjskich sił inwazyjnych wydaje się być utrzymanie za wszelką cenę stanu posiadania – a nie podbój kolejnych terytoriów. Wojna na Ukrainie obaliła pierwszy z mitów, iż do obrony kraju wystarczy nieliczna kadrowa profesjonalna armia zawodowa. Gdyby Kijów stosował tego rodzaju „rady” Rosjanie być może wygrywaliby wojnę. Na Ukrainie byłem wiele razy, w tym, w 2018 roku pod Donieckim Lotniskiem, po ukraińskiej stronie frontu w Donbasie. Odwołam się w tej chwili do moich podróży reporterskich, po Ukrainie, w 2022 roku. Dlaczego? Ponieważ jako naoczny świadek mogłem obserwować jak funkcjonuje państwo i społeczeństwo w obliczu totalnej wojny. Pierwszy raz na Ukrainę pojechałem już w marcu, więc niedługo po rozpoczęciu inwazji[1].
- Obrona Terytorialna
Byłem wówczas na zachodniej i środkowej Ukrainie, pierwsze co się rzuciło w oczy to ogromna oddolna mobilizacja związana z obroną terytorialną. Tysiące Ukraińców zgłaszało się do punktów werbunkowych. Praktycznie pod każdym miastem zachodniej i środkowej Ukrainy tworzono prowizoryczne umocnienia, rozstawiano zapory przeciwpancerne (charakterystyczne spawane „krzyżaki”), kopano transzeje. Wynikało to z faktu, że nie było pewne jak daleko zajdzie awangarda wojsk rosyjskich, pamiętajmy że ostatecznie siły inwazyjne próbowały uderzyć na Odessę (zostały zatrzymane pod Mikołajowem) i wyjść na zachód od Kijowa (zablokowali szosę Żytomierz-Kijów). Wielkim niebezpieczeństwem na zapleczu frontu były rosyjskie grupy sabotażowo-dywersyjne, które próbowały powtórzyć scenariusz z Krymu, z roku 2014. To właśnie patrole i weryfikacja ze strony obrony terytorialnej uniemożliwiły te akcje. Bardzo szybko okazało się, że Rosjanie nie są w stanie zrobić żadnej dywersji na tyłach, ponieważ liczba terytorialsów była bardzo wysoka. Tylko w marcu 2022 roku do Sił Obrony Terytorialnej (TDF) zgłosiło się 100 tys. ochotników. Nie powtórzono błędu z roku 2014, gdy ze względu na skromną liczbę sił Rosjanom udało się przejąć Krym i część miast na wschodniej Ukrainie. Potwierdza to także słuszność koncepcji wzmacniania Obrony Terytorialnej w Polsce[2].
- Ręczne wyrzutnie przeciwlotnicze oraz przeciwpancerne
Kolejnym z wniosków z wojny na Ukrainie jest potrzeba nasycenia oddziałów piechoty ręcznymi wyrzutniami przeciwlotniczymi i przeciwpancernymi. Nieprzypadkowo okazało się, że Przenośny Przeciwlotniczy Zestaw Rakietowy „Piorun”, w ukraińskich rękach, stał się pogromcą rosyjskiego lotnictwa. „Pioruny” na Ukrainie w 2022 roku, a wcześniej „Gromy” w Gruzji w 2008 roku, były postrachem rosyjskich pilotów[3].
- Artyleria rakietowa
Następna, nasuwająca się ocena, to zmasowane użycie artylerii rakietowej. Armia Czerwona w okresie II wojny światowej masowo używała Katiuszy, czyli tzw. „organów Stalina”, wyrzutni rakiet montowanych na ciężarówkach. Taktyka użycia artylerii rakietowej przez Moskwę w zasadzie się nie zmieniła. Pamiętam jakim zagrożeniem były „Grady”, gdy byłem w Donbasie w 2018 roku. Artyleria lufowa jest względnie wolna i wyizolowana, podobnie moździerze, choć brzmi to makabrycznie, ale są przewidywalne i łatwo je usłyszeć (charakterystyczny „gwizd”). Rosyjska artyleria strzelała do nas pod Charkowem i dosłownie cieszyliśmy się, że nie były to „kasety” (czyli bomby kasetowe – ładunki, które wyrzucają ze sobą kolejne eksplozje) lub właśnie „Grady”. Współczesne Katiusze, czyli „Grady” lub „Uragany” strzelają salwami, więc ucieczka przed nimi jest o wiele trudniejsza. W ten sposób Rosjanie niszczą zabudowania cywilne i potęgują ukraińskie straty. Gdy w pierwszej fazie wojny rosyjska artyleria rakietowa próbowała bezkarnie anihilować ukraińskie miasta, Kijów zabiegał o sprowadzenie na front amerykańskich wieloprowadnicowych wyrzutni rakiet HIMARS. Dostarczenie HIMARS-ów nad Dniepr zmieniło dynamikę artyleryjskich pojedynków pomiędzy Rosjanami, a Ukraińcami. Na nowoczesnym polu walki nie ma możliwości ukrycia baterii artylerii, gdy strzela. Dlatego tak ważny jest ogień kontrbateryjny, czyli odpowiedź własnej artylerii na ogień przeciwnika i zniszczenie miejsca koncentracji jego dział lub wyrzutni. W skrócie: cios za cios. Celnym ogniem HIMARS-ami (tzw. Himarsowanie) wyizolowano rosyjskie zgrupowanie na zachodnim brzegu Dniepru, które nie dotarło do Odessy, zostało zatrzymane pod Mikołajowem i okupowało Chersoń wraz z okolicznymi miejscowościami. HIMARS-ami zniszczono szlaki zaopatrzenia, miejsca koncentracji wojska, magazyny, sztaby i uszkodzono mosty. Pod naporem ukraińskiej ofensywy, ostatecznie Rosjanie, musieli wycofać się na drugi brzeg Dniepru porzucając Chersoń bez większej walki. Nie mogli podjąć innej decyzji, ponieważ nie mieliby czym tego Chersonia bronić, artyleria rakietowa zniszczyła szlaki zaopatrzenia całego zgrupowania[4].
- Wojna dronów
Bezzałogowiec, dron, Bezzałogowy Statek Powietrzny – w skrócie BSP lub Unmanned Aerial Vehicle w skrócie UAV – nazewnictwo jest szerokie a dotyczy nowej odsłony pola walki. Ukraina nie jest chrztem bojowym wojskowych dronów. Z powodzeniem służby specjalne USA stosowały, w okresie wojen na Bliskim Wschodzie, bezzałogowce do likwidacji siatki terrorystycznej Al-Kaidy, tzw. Państwa Islamskiego oraz Talibanu. Bezzałogowce w masowych nalotach na konwencjonalnym polu walki sprawdziły się w starciach o Górski Karabach. W okresie walk pomiędzy 27 września a 10 listopada 2020, atakujące wojska Azerbejdżanu, z powodzeniem stosowały taktykę nalotów i psy-ops, z użyciem, zwłaszcza tureckich dronów Bayraktar TB2. Wspomniałem o operacji psychologicznej, ponieważ Baku publikowało w Internecie nagrania z celnych bombardowań za pomocą dronów. Spowodowało to nadwątlenie morale sił ormiańskich, które były bezbronne wobec wrażenia lotniczej dominacji przeciwnika. Doświadczenia z tej, krótkotrwałej, kolejnej odsłony walk o ormiańską enklawę były ogromną lekcją dla wojskowych analityków. Bezzałogowce zaczęły zatem odgrywać rolę, która była przypisana dla lotnictwa szturmowego w okresie II wojny światowej – bombardować i przerażać. Armenia, bój o Górski Karabach, przegrała i musiała zgodzić się na „zgniły kompromis” podyktowany jej w Moskwie. Lekcja poszła jednak w świat. Oczywistym było, że kolejna wielka wojna będzie bardzo zależna od bezzałogowców i potwierdziła to Ukraina. Doświadczyłem tego osobiście, dwukrotnie, na Ukrainie. Za pierwszym razem, gdy Ukraińcy przekazali mi, że „Bayraktary zabiły Rosjan” – wskazując na pobliski las, drugi raz – gdy pod Charkowem ostrzeżono nas, iż musimy być w ciągłym ruchu, ponieważ niebo przeczesują rosyjskie bezzałogowce. Nad Dnieprem w użyciu są drony – od najmniejszych (cywilnych, logistycznych) zrzucających granaty, po bezzałogowce pokroju wspomnianego Bayraktara. W pierwszej fazie wojny ten turecki BSP wykazał się skutecznością w niszczeniu rosyjskich kolumn zmierzających na ukraińskie miasta. Doczekał się nawet popularnej piosenki ku swojej czci. W obecnej fazie wojny, która ze strony Rosjan jest statyczna, wykrycie Bayraktarów jest łatwiejsze, więc Kijów nie chcąc ich za pewne tracić, szafuje nimi oszczędniej. Zwłaszcza, że siły inwazyjne obecnie mają obsesję nad wykrywaniem dronów, więc skupiają na to duże wysiłki. Drony stały się narzędziem operacji psychologicznej. Widać to zwłaszcza ze strony Sił Zbrojnych Ukrainy, które monitorują bezkarnie rosyjskie okopy zasypując rosyjskich żołnierzy granatami. Następnie takie materiały są zamieszczane w tzw. runecie (rosyjskie media społecznościowe), gdzie mają do nich dostęp obywatele Federacji Rosyjskiej (potencjalni rekruci i zmobilizowani rezerwiści). Co ciekawe na ukraińskim froncie wykształcił się nowy rodzaj zwiadowcy i artylerzysty – operator drona. Poruszający się w specjalnym zespole operator stał się „nerwem” nowoczesnego pola walki, który pozwala okolicznej piechocie, artylerii, wojskom pancernym i zmechanizowanym przejrzeć przeciwnika i niszczyć jego kluczowe cele. Pomaga w tym odrębna kategoria dronów, czyli tzw. amunicja krążąca, będąca alternatywą dla wystrzeliwanych rakiet. Także w tym aspekcie Polska wykazuje się nowoczesnymi rozwiązaniami w postaci WB Electronics Warmate, także wykorzystywanej z powodzeniem nad Dnieprem[5].
- Broń pancerna
Co ciekawe, wielu wojskowych analityków w swoich opracowaniach sprzed pełnoskalowej rosyjskiej inwazji wieszczyło koniec „pancernej pięści” na nowoczesnym polu walki. Gdyby faktycznie nastąpił zmierzch czołgów Wołodymyr Zełenski nie zabiegałby o stworzenie zachodniej koalicji ds. przekazania walczącej Ukrainie czołgów Leopard 2, Challenger 2 i Abramsów. O tym, że czołg nadal jest królem pola bitwy świadczy fakt, że dostarczone przez Francję kołowe „czołgi” AMX-10RC są krytykowane przez Ukraińców z uwagi na słaby pancerz i brak gąsienic. Czołg jest bezalternatywnym ciężkim środkiem walki do wsparcia uderzeń piechoty na umocnione pozycje Rosjan. Należy jednak zaznaczyć, że dysproporcja potencjałów w broni pancernej nie decyduje dzisiaj o zwycięskiej wojnie – jak pół wieku temu. Czołg stał się bardziej podatny na zniszczenie niż jego pancerni przodkowie pół wieku temu. Do końca 2022 roku Rosjanie stracili 3 tys. czołgów, czyli więcej niż takiej broni posiadała cała ukraińska armia (ok. 2,5 pojazdów). Pomimo tak wysokich strat w broni pancernej nie osiągnięto zakładanych celów, nie zajęto: Kijowa, Charkowa, Odessy, Mikołajowa oraz innych miast. Rosyjskie siły inwazyjne nie zniszczyły potencjału pancernego Ukrainy, który został uzupełniony przez dostawy z Europy (w tym z Polski). Czołg w XXI w. jest skuteczną bronią w obronnych bitwach manewrowych, ale w dalekich pancernych zagonach wystawia się na łatwe zniszczenie[6].
Redukcja Sił Zbrojnych RP – historia
Wyciągając powyższe wnioski z wojny na Ukrainie jesteśmy w stanie ocenić obecny wektor rozwoju wojska w koncepcji obecnego kierownictwa Ministerstwa Obrony Narodowej. Pamiętać należy, iż – jak wspomniałem we wstępie – wojna na Ukrainie społecznie zmieniła wiele i w postrzeganiu potrzeby wzmocnienia armii nad Wisłą. Niestety historia III RP jest bogata w koncepcję redukowania naszej armii. Cofnijmy się w historii. W planach PRL dotyczących wojska w latach 1986-1990 r. zakładano istnienie na tzw. stopie pokojowej 414 tys. etatów w Siła Zbrojnych. Jako, że PRL nie była państwem suwerennym armia była instytucją satelicką wobec polityki Moskwy. Jej charakter był więc zupełnie inny, a cele operacyjne dotyczyły uderzenia na NATO. Nie jest to zatem „wzorzec z Sevres” w debacie o współczesnym Wojsku Polskim, aczkolwiek jest pewnym punktem wyjścia, ponieważ Warszawa stanęła na rozdrożu – czy utrzymywać tak liczną armię i reformować ją zgodnie z nowymi planami operacyjnymi czy też redukować liczebność wojska ze znakiem zapytania – w jakiej skali. Niestety część rządów i polityków wybrała szokową terapię w postaci drastycznej redukcji Wojska Polskiego. W 1990 r. Siły Zbrojne RP liczyły 340 tys. żołnierzy. W 1999 r. w momencie przyjęcia Polski do NATO – co było „perłą w koronie” nowej architektury dla bezpieczeństwa naszego kraju, Siły Zbrojne liczyły 240 tys. żołnierzy. Niepopularna w społeczeństwie zasadnicza służba wojskowa, która kojarzyła się z okresem PRL-owskich szykan oraz akces do zachodniego sojuszu, wraz z odbiorem ładu międzynarodowego przez Polaków jako niezachwianego, zapoczątkowały w Polsce okres spychania na drugi plan tematu bezpieczeństwa i postępującego demontażu liczebności WP z częściowo społecznym poparciem. Ze szkodą dla naszego potencjału obronnego. Zauważmy, że USA przechodziły kryzys zaufania do Sił Zbrojnych po wojnie wietnamskiej (1965-1975), gdy także mierzono się ze społeczną niepopularnością poboru i eksplozją pacyfistycznych nastrojów. Pomimo tego Waszyngton zreformował wojsko w militarną światową machinę numer 1, w oparciu o model wojsk zawodowych, ze wsparciem Gwardii Narodowej. Wróćmy do Polski. W 2000 r. podjęto pracę nad nowym kształtem organizacyjnym Sił Zbrojnych RP. Powstał „Plan Komorowskiego”, jako że szefem resortu obrony wówczas był Bronisław Komorowski, który przewidywał zmniejszenie naszej armii do 150 tys. żołnierzy. Rozformowywano kolejne jednostki i redukowano Siły Zbrojne RP. W 2007 roku wprowadzono następny „Program rozwoju Sił Zbrojnych RP”, gdzie założono redukcję armii do zaledwie 100 tys. żołnierzy i zaplanowano zawieszenie poboru żołnierzy do służby zasadniczej od 2010 roku. W latach 2007 – 2011 Ministrem ON był Bogdan Klich, polityk Platformy Obywatelskiej, z zawodu psychiatra. Jego następcą był Tomasz Siemoniak. W mojej opinii największą szykaną legislacyjną było wówczas skrócenie służby kontraktowej w WP do lat 12, co oznaczało, iż żołnierze kontraktowi nie mogli dosłużyć do wojskowego okresu emerytalnego po 15 latach służby. W ten sposób próbowano odchudzić emerytalne wojskowe wydatki, które faktycznie obciążają budżet MON-u. Problem w tym, iż uderzono w kręgosłup armii, ponieważ kontraktowi wojskowi w stopniu starszych szeregowców, z uwagi na przerost liczebności kadry oficerskiej po redukcji armii mieli często zamknięte drogi awansu. Byli najbardziej doświadczonymi i najbardziej potrzebnymi żołnierzami WP oczekującymi dosłużenia 15 roku służby. Ponadto wraz z rozformowaniem wojskowych jednostek pracę traciły sklepy i usługi, które zaopatrywały żołnierzy. W ten sposób cały ekonomiczny mikrosystem poszczególnych regionów się zawalił. W latach 2014-2015 w Polsce pojawił się silny oddolny ruch promujący obronną aktywność i postulujący stworzenie Wojsk Obrony Terytorialnej. Sam jako dziennikarz w swoich artykułach apelowałem o stworzenie „polskiej Gwardii Narodowej”. Decyzje rządu PO-PSL odnośnie polityki bezpieczeństwa kraju były krytykowane, co ostatecznie znalazło odzwierciedlenie w wygranych przez Prawo i Sprawiedliwość wyborach.
Na przełomie 2015 i 2016 roku przeforsowano koncepcję utworzenia Wojsk Obrony Terytorialnej, zakładając, iż będą liczyły 35 tys. terytorialsów służących w 17 brygadach OT. Co ciekawe, WOT miał stanowić odrębny rodzaj Sił Zbrojnych ułatwiając tym samym szybsze sformowanie jednostek. W lipcu 2016 roku w Warszawie odbył się ważny Szczyt NATO, na którym wzmocniono wsparcie dla wschodniej flanki NATO i zadecydowano o rozmieszczeniu batalionowych grup bojowych na terytoriach: Polski, Estonii, Litwy i Łotwy. W 2020 roku Siły Zbrojne RP liczyły 123,7 tys. żołnierzy. W Wojskach Lądowych – 61,2 tys., w Siłach Powietrznych – 16,5 tys., w Marynarce Wojennej – 7 tys., w Wojskach Specjalnych – 3,5 tys., oraz 16,7 tys. w Obronie Terytorialnej. 18,8 tys. żołnierzy służyło w dowództwach, sztabach szczebla centralnego, jednostkach logistycznych, administracji i szkolnictwie. W czerwcu 2023 roku szef polskiego resortu obrony, Mariusz Błaszczak zadeklarował, że Siły Zbrojne RP liczą już 172,5 tys. żołnierzy. Tak wysoki wzrost wynika także z faktu, iż powstała Dobrowolna Zasadnicza Służba Wojskowa (DZSW) oraz, że zgodnie z tzw. Ustawą o obronie Ojczyzny do liczby żołnierzy wlicza się studentów wojskowych szkół. Na grafice Ministerstwa Obrony Narodowej czytamy, że jest to liczba żołnierzy „pod bronią”, a zatem wszystkich w aktywnej służbie oraz w okresie szkolenia. Z uwagi na to, że są to bardzo aktualne dane (rok się jeszcze nie skończył) zerknijmy na dane z 2022 roku. Wówczas Polska miała 115,5 tys. żołnierzy zawodowych, 35 tys. żołnierzy Wojsk Obrony Terytorialnej, 8 tys. kandydatów na żołnierzy zawodowych, 3,6 tys. żołnierzy służby przygotowawczej (DZSW) oraz 1 tys. żołnierzy Narodowych Sił Rezerwowych (wcielanych do DZSW). W lutym 2023 r. korpus żołnierzy zawodowych zwiększył się do 125,7 tys. Zmieniono także paradygmat co do liczebność wojska. Jak wykazałem wyżej, w historii III RP górowała koncepcja redukcji Sił Zbrojnych RP. W 2021 r. Prawo i Sprawiedliwość przedstawiło podstawowe założenia nowej ustawy o obronie Ojczyzny. Choć wspominano o tym także wcześniej to ogłoszono, że polską estymacją na liczbę żołnierzy w Siłach Zbrojnych RP jest 300 tys. Finalnie (po wprowadzeniu DZSW) 200 tys. ma stanowić korpus żołnierzy zawodowych, 50 tys. ma służyć w OT oraz 50 tys. we wspomnianej DZSW[7].
Nowa ustawa o obronie Ojczyzny i wzrost wydatków na obronność
Jako dziennikarz relacjonowałem posiedzenia Sejmowej Komisji Obrony Narodowej, która zajmowała się Ustawą o obronie Ojczyzny. Jest to obszerny akt prawny regulujący większość obszarów dotyczących obronności. Wprowadza nowe regulacje, inne zmienia oraz porządkuje. Ustawa o obronie Ojczyzny zastąpiła 14 dotychczasowych ustaw – na czele, z największym reliktem PRL jakim był ustawa o powszechnym obowiązku obrony Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 21 listopada 1967 roku. Polski rząd zamiast nowelizować szereg istniejących ustaw postanowił wprowadzić nowy akt normatywny regulujące sprawy obronności. Debata nad ustawą, na SKON, była burzliwa co obserwowałem na własne oczy, aczkolwiek ostatecznie nowa ustawa została poparta także przez opozycję. Moc utraciła ustawa o przebudowie i modernizacji technicznej oraz finansowaniu Sił Zbrojnych RP z 25 maja 2001 roku. Zaktualizowane zostały: służba wojskowa żołnierzy zawodowych, służba zastępcza, dyscyplina wojskowa, rekrutacja wojskowa, finansowanie Sił Zbrojnych oraz inne kluczowe dla państwowości sprawy. Podobnie jak w przypadku Wojsk Obrony Terytorialnej, które budowano jako odrębny rodzaj Sił Zbrojnych – co miało przyspieszyć proces formowania jednostek, zrezygnowano z Wojskowych Komend Uzupełnień na rzecz Wojskowych Centrum Rekrutacji jako całkowicie nowej instytucji. Ustawa o obronie Ojczyzny z 11 marca 2022 roku została opublikowana w Dzienniku Ustaw 23 marca i weszła w życie 30 dni później.
Rewolucyjną zmianą związaną z ustawą o obronie Ojczyzny jest jej połączenie ze wzrostem wydatków na obronność. Trudno spekulować czy bez tej ustawy przeznaczono by większe kwoty – wystarczyłaby do tego wola polityczna, ale kluczową częścią nowej ustawy jest sprawa finansowania Wojska Polskiego. Źródłami finansowania Sił Zbrojnych RP są zatem: budżet państwa, środki Funduszu Wsparcia Sił Zbrojnych (nowa instytucja), przychody ze zbycia akcji lub udziałów spółek. Fundamentem Funduszu Wsparcia Sił Zbrojnych jest Bank Gospodarstwa Krajowego. Ustawa nałożyła limit minimalnych wydatków na obronność na poziomie 2,2 proc. PKB w roku 2022 oraz 3 proc. PKB w roku 2023. Co ciekawe, już w lutym 2023 roku zakomunikowano, że wydatki osiągną nie 3 proc. PKB a 4 proc. PKB. Rok 2023 jest rekordowy pod względem zakładanych wydatków na obronność. Jak poinformował w październiku 2022 roku serwis Defence24.pl: „Rekordowy budżet MON w 2023 roku. Prawie 100 mld złotych na obronę”. Faktycznie, wydatki bez uwzględnienia Funduszu Wsparcia Sił Zbrojnych zostały ustalone na 97,445 mld zł. Zauważmy jak zmieniały się wydatki na obronę narodową na przestrzeni lat: 2012 r. – 27,82 mld zł, 2013 – 27,89 mld zł, 2014 – 31,21 mld zł, 2015 – 37,11 mld zł, 2016 – 35,34 mld zł, 2017 – 36,69 mld zł, 2018 – 41,85 mld zł, 2019 – 43,44 mld zł, 2020 – 51,82 mld zł, 2021 – 58,12 mld zł. Oznacza to, że obecny budżet MON jest trzykrotnością tego z roku 2012 i prawie dwukrotnością z lat poprzednich. Ponadto polski budżet ma także wydatki ekstraordynaryjne związane z bezpieczeństwem państwa niebędące częścią wydatków MON (np. zapora na granicą z Białorusią).
Zakupy zbrojeniowe
Wojna na Ukrainie sprawiła pośrednio, że Warszawa postawiła na jeszcze intensywniejszą politykę zakupów broni – zarówno w wolumenie broni, jak i jego rodzaju. Przekazanie Ukrainie dużej ilości posowieckiej broni, która była użytkowana przez Wojsko Polskiego wygenerowało pilną potrzebę operacyjną uzupełnienia powstałej luki przez nowoczesne zachodnie modele uzbrojenie. Rację mają więc te eksperckie głosy, które sugerują, iż wojna na Ukrainie wymusiła na Siłach Zbrojnych RP przyspieszenie procesu, który i tak miałby miejsce – czyli sprzętową modernizację.
Kontrakt koreański
Największą burzę medialną na linii opozycja-rząd wywołało sięgnięcie przez kierownictwo RP po uzbrojenie z Republiki Korei (potocznie nazywaną Koreą Południową). Głównymi argumentami za tym kierunków zakupów są: dostępność broni, kompatybilność koreańskiej broni ze sprzętem z USA, geopolityczne partnerstwo Korei Południowej z NATO – głównie z USA, ewentualna możliwość pozyskania know-how dla własnego przemysłu obronnego. Nie zabrakło wszelako kontrowersji jak fakt, że koreańska armatohaubica K9 jest konkurencją dla polskiego Kraba. Przekazanie Ukrainie czołgów T-72 oraz innych pojazdów spowodowało pancerną lukę w Siłach Zbrojnych RP, którą postanowiono wypełnić zakupami głównie z trzech kierunków: wspomnianym koreańskim, amerykańskim oraz w oparciu o polski przemysł obronny. Co ciekawe, odejście od broni z okresu Układu Warszawskiego prędzej czy później by nas spotkało, więc wojna na Ukrainie tylko przyspieszyła wspomniany proces.
Kluczowym elementem w tzw. kontrakcie koreańskim jest zakup czołgów K2 Black Panther. Warszawa kupuje zarówno czołg w wersji podstawowej, jak i „spolonizowaną wersję K2PL”. Docelowo Polska chce nabyć 1000 czołgów K2. Do 2025 roku nad Wisłą mamy mieć 180 czołgów. Południowokoreańska „Czarna Pantera” waży 55 ton, jest maszyną trzeciej generacji, posiada działo 120 mm oraz dwa karabiny maszynowe: 12,7 mm oraz 7,62 mm. Co ciekawe, dysponuje hydraulicznym zawieszeniem, które pozwala wysunąć się załodze zza przeszkód terenowych, oraz zza murów budynków (pod skosem). Nowoczesne technologie w czołgu K2 wyjątkowo poprawiły komfort służby załogi oraz jej przeżywalność.
W Korei Południowej Polska kupuje również samobieżne armatohaubice K9A1, także w spolonizowanej wersji K9PL. Kontrakt obejmuje 672 samobieżne działa. K9 może prowadzić ogień nawet do 54 km. Z tzw. kontraktu koreańskiego to K9 wywołał największe kontrowersje, bo jest konkurencją dla armatohaubicy Krab. Argumentem za K9 mają być ograniczone moce produkcyjne dotyczące Kraba, a także fakt, iż Krab w pewnym sensie jest powiązany z K9 (wykorzystanie podwozia).
Na Ukrainie, ogromną rolę odgrywa artyleria rakietowa, dlatego nie dziwi, iż Warszawa kupuje wyrzutnie dla Wojska Polskiego. Kontrakt koreański obejmuje zakup 288 wieloprowadnicowych wyrzutni K239 Chunmoo. Pierwszy polski dywizjon ma osiągnąć gotowość bojową w 2023 roku. Chunmoo zostaną zintegrowane z polskimi Jelczami. Zasięg pocisków do Chunmoo waha się od 80 do 290 km. Jak w przypadku czołgów K2, które mają być drugim czołgiem dla Wojska Polskiego, po amerykańskich Abramsach, Chunmoo jest drugą wyrzutnią po amerykańskich HIMARS-ach. K2, K9 oraz Chunmoo będą dysponowały wozami zabezpieczenia technicznego. Polonizacja produkcji tych pierwszych dwóch może stworzyć z Polski hub eksportowy dla koreańskiego przemysłu zbrojeniowego na Europę. Z pewnością Warszawa wyrosła na partnera nr. 1 w Europie pod względem przemysłu obronnego dla Seulu.
Oprócz K2, K9 i Chunmoo kupujemy z Korei także samoloty. FA-50 to lekki szkolno-bojowy myśliwiec, który ma zastąpić wysłużone posowieckie samoloty MiG-29. Warszawa kupuje 48 myśliwców FA-50, pierwsze 12 maszyn trafi do Mińska Mazowieckiego. FA-50 jest wykorzystywany przez ROKAF – Siły Powietrzne Republiki Korei.
Koreańska broń ma tę przewagę nad innym uzbrojeniem dostępnym na rynku, iż Republika Korei jest państwem frontowym, nieustannie narażonym na atak ze strony rządzonego przez reżim Kim Dzong Una, Koreańskiej Republiki Ludowo-Demokratycznej (potocznie nazywaną Koreą Północną). KRLD jest uzbrojona w broń sowieckiego autoramentu, a to oznacza, że południowokoreański przemysł wyprodukował uzbrojenie, które jest w stanie skutecznie przeciwstawić się armii uzbrojonej podobnie jak Białoruś lub Rosja. Drugą stroną medalu, podawaną jako ułomność koreańskiej broni, jest inne niż w Polsce ukształtowanie geograficzne terytorium Południowej Korei. Dominują tam doliny i wysoka urbanizacja, zamiast równin, tak też projektowano zwłaszcza czołgi K2, jako przystosowane do manewru za osłonami terenowymi. Był to także jeden z naczelnych powodów wymuszających polonizację „Czarnej Pantery”, by była ciężej opancerzona[8].
Strategiczny sojusznik – USA
Przyjęło się sądzić, że gdy nad Potomakiem rządzi prawica w postaci Partii Republikańskiej lepsze relacje wiąże się z polskimi rządami prawicowymi. Sojusz Polski z USA jest scementowany członkostwem w Sojuszu Północnoatlantyckim, więc teoretycznie jest ponadpartyjny i ponad polityczny. Wszelako ostatnie lata mylnie nam wskazywały, że lepszym sojusznikiem dla Warszawy będzie republikański prezydent zasiadający w Białym Domu. Prezydentura Joe Bidena to zmieniła. Biden uznając, że wsparcie Ukrainy jest priorytetem wskazał Polskę jako głównego militarnego partnera USA w Europie Środkowej – zasypując konflikty na poziomie ideologicznym, jakie miała lewicowa Partia Demokratyczna z prawicowym rządem Prawa i Sprawiedliwości. Obecnie dochodzi do politycznego paradoksu, w którym lepszym partnerem dla prawicy w Warszawie jest re-elekcja Bidena, zamiast zwycięstwa Republikanina, który może przejawiać antyukraińskie poglądy jakimi nasiąkła amerykańska prawica. Polska jest geostrategicznym pomostem do wsparcia walczącej Ukrainy, więc utrzymanie tego strumienia pomocy przez nasz kraj wywindowało Polskę do kraju o wyższym geopolitycznym statusie. Zatrzymanie pomocy może skończyć się dalszymi rozbiorami Ukrainy i zatem nasileniem się rosyjskiej presji na Polskę.
Jednym z wymiarów silnych więzów z USA jest zakup uzbrojenia znad Potomaku. Co ciekawe, w roku 2020 Polska była drugim, po Tajwanie, odbiorcą wysokiej wartości zgód na zakup uzbrojenia z Ameryki. USA to wciąż największe militarnie mocarstwo na świecie – wydatki na amerykańską armię przewyższają budżety następnych topowych państw w rankingu (z Chinami i Rosją włącznie). Kluczowych zakupów dokonaliśmy jeszcze przed frontalną inwazją Rosji na Ukrainę.
W marcu 2018 roku zakontraktowano zakup produkowanego przez koncern Raytheon systemu MIM-104 Patriot w ramach programu Wisła – obrony przeciwlotniczej średniego zasięgu. W ramach pierwszej fazy Wisły kupiliśmy za 4,75 mld USD dwie baterie Patriotów (16 wyrzutni) oraz radary o polu widzenia 120 stopni. Arsenał stanowi 208 pocisków PAC-3 MSE Lockheed Martin. Systemem zarzadzania pola walki będzie IBCS produkcji Northrop Grummana. W programie Wisła oczywiście uczestniczy Polska Grupa Zbrojeniowa i polski przemysł obronny.
W styczniu 2020 podpisano umowy na zakup 32 samolotów bojowych 5 generacji F-35A. Zakup dotyczył także pakietu logistycznego, szkoleniowego oraz ośmiu symulatorów. F-35A produkcji Lockheed Martin to najnowocześniejszy samolot bojowy na świecie, deklasujący maszyny rosyjskie, chińskie oraz europejskie. Wartość kontraktu to 4,6 mld USD. Pierwsze maszyny, pierwotnie, mają przylecieć nad Wisłę w roku 2024.
Zakupem, który przyspieszyła wojna jest pozyskanie czołgów Abrams. Za 4,7 mld USD w kwietniu 2022 roku podpisano umowę na zakup 250 czołgów Abrams w wersji M1A21 SEPv4. Umowa obejmuje wozy zabezpieczenia polowego, inżynieryjnego i technicznego. Kontrakt na Abramsy poszerzono o kolejne maszyny i duży zasób amunicji wraz z rdzeniem ze zubożonego uranu.
Co ciekawe, Polska zakupiła wyrzutnie HIMARS jeszcze przed rosyjską frontalną inwazją. Skuteczność HIMARS-ów została potwierdzona na polu walki, nad Dnieprem. HIMARS-y zmieniły dynamikę walk i pomogły Kijowowi odzyskać inicjatywę operacyjną. W 2019 r. Polska za 414 mln USD kupiła 20 zestawów HIMARS – z 18 wyrzutniami bojowymi oraz dwiema ćwiczebnymi. Warszawa chce docelowo zakupić 500 HIMARS-ów. Problem w tym, że to wysoki wolumen zakupów, jakiego nie negocjował nawet rząd USA, stąd pośrednim rozwiązaniem było ściągnięcie koreańskich wyrzutni Chunmoo. Kongres USA zaaprobował Polskie zapytanie o zakup 484 wyrzutni bojowych HIMARS.
Ponadto w maju 2020 r. podpisano umowę na zakup 60 wyrzutni Javelin i 180 pocisków. Zamówienie miało nasycić bronią przeciwpancerną Wojska Obrony Terytorialnej. Umowę aneksowano o kolejne 50 wyrzutni i ok. 500 pocisków. Kontrakt szacuje się na ok. 160 mln USD.
Z USA użytkujemy ponad 300 pojazdów MRAP Cougar 4x4, wozy M-ATV, Humvee w różnych wariacjach, środki łączności, nawigacji, samoloty transportowe C-130E Hercules, leasingujemy bezzałogowce bojowe MQ-9A Reaper. Trzonem polskiego lotnictwa bojowego są pozyskane w 2014 r. samoloty F-16 uzbrojone w pociski JASSM o zasięgu 370 km i JASSM-ER o zasięgu do 1000 km[9].
Jak chronić polskie niebo?
Rosyjskie lotnicze ataki saturacyjne przeciwko Ukrainie pokazały jak ważna na współczesnym teatrze wojennym jest obrona przeciwlotnicza. Saturacyjne naloty polegają na tym, że Rosja wystrzeliwuje w przestrzeń powietrzną Ukrainy tak wiele pocisków, iż obrona przeciwlotnicza musi decydować który obiekt zniszczyć, a który nie – w innym wypadku wykorzystała by całość swoich rezerw amunicji. Dlatego Władimir Putin zdecydował się zakupić niedrogie drony w Iranie typu Shahed. Aby „zalać” nimi ukraińskie niebo i dezorientować ukraińską obronę przeciwlotniczą.
Polska obrona przeciwlotnicza przyszłości jest ujęta w trzech głównych kryptonimach: Wisła – przeciwlotniczy i przeciwrakietowy zestaw średniego zasięgu, Narew – przeciwlotniczy zestaw rakietowy krótkiego zasięgu, Pilica – przeciwlotniczy system rakietowo-artyleryjskie bliskiego zasięgu. W oparciu o zachodnią i polską broń, na naszych oczach, tworzy się polska tarcza przeciwlotnicza. Trzeba zaznaczyć, że w tej dziedzinie polski przemysł obronny ma doskonałe doświadczenia, czego najlepszym dowodem jest wspomniana przeze mnie przeciwlotnicza wyrzutnia Piorun, deklasująca konkurencję i sprawdzająca się wyśmienicie na Ukrainie. Wspominając o Piorunach i Patriotach nie można zapominać o brytyjskich CAMM-ach. Kontrakt o wartości prawie 2 mld funtów, jaki zawarł MON, dotyczy wyrzutni iLauncher oraz kilkuset pocisków CAMM do programu Pilica Plus.
Z polskiego przemysłu obronnego należy wyróżnić polską flagową broń: wyrzutnie PPZR (MANPADS) Piorun z Mesko, samobieżne armatohaubice 155 mm Krab z Huty Stalowa Wola SA, karabinki MSBS Grot z Radomia. Ponadto polski przemysł obronny stworzył BWP-Borsuk, który w parametrach jest lepszy od swoich konkurentów na rynku. Warto odnotować, że polski przemysł obronny to o wiele więcej broni niż wymienione wyżej, aczkolwiek to wspomniane uzbrojenie uzyskało światową sławę i jest szeroko opisywane w mediach.
Podsumowanie
Jako jeden z nielicznych polskich dziennikarzy miałem okazję przyglądać się bezpośrednio współczesnym wojnom. W 2016 roku byłem pod Mosulem, gdzie pisałem o chrześcijańskich oddziałach walczących przeciwko tzw. Państwu Islamskiemu. Doświadczenia na Bliskim Wschodzie wykoślawiły niestety percepcję współczesnych analityków zajmujących się wojskowością. ISIS nie dysponowało zagonami pancernymi i masową artylerią rakietową oraz lotnictwem. Dysproporcja sił wśród zachodnich aliantów względem islamistycznych bojówek takich jak ISIS, czy talibowie była nieporównywalna do kinetycznej wojny na Ukrainie. Pisałem o tym w moich reportażach dotyczących walk o Donbas, w roku 2018. Niestety wielu ekspertów zignorowało tamte ostrzeżenia i dalej żyło wnioskami z wojen nad Tygrysem i Eufratem. Jak wielkie zdziwienie było w mediach, gdy wojskowi analitycy nie dowierzali, że współczesny konflikt zbrojny może łudząco przypominać okres II wojny światowej. Tymczasem pod względem politycznym w lutym 2022 roku oglądaliśmy wręcz klisze geopolityczne z 1939 roku. Władimir Putin wystosował ultimatum wobec Zachodu, aby NATO wycofało się z Europy Środkowo-Wschodniej. Łudząco przypominało to politykę Adolfa Hitlera w okresie zaboru Sudetów z czechosłowackiego państwa i konferencji monachijskiej w roku 1938. Demonstracja siły nad granicami Ukrainy miała wystraszyć Kijów i Zachód, który ugiąłby się pod groźbą wielkiej wojny w Europie i zgodził na żądania Putina. Zdecydowana postawa państw Zachodu (w tym USA, Wielkiej Brytanii i Polski) sprawiła, że Ukraina otrzymała nieoficjalne gwarancje wsparcia dostaw broni na poczet walki z Federacją Rosyjską. Nawet gdyby Zachód zgodził się na żądania Putina, wojna i tak by wybuchła w pełnej skali. Widzimy to obecnie po ruchach Putina, który nielegalnie włączył w skład Federacji Rosyjskiej nie tylko Donieck i Ługańsk, ale także kontrolowane przez Ukraińców Zaporoże i Chersoń. W wypadku negocjacji o zawieszeniu ognia, broni i pokoju – Putin nie zatrzyma wojny, ponieważ wskaże na mapę i stwierdzi, że Ukraina okupuje „jego” dwa miasta. Może sobie co najwyżej kupić czas, ponieważ nie idzie Rosjanom na froncie. Gdyby w lutym 2022 r. NATO porzuciło Europę Środkową i odmówiło pomocy Ukrainie, Federacja Rosyjska rozbierałaby poszczególne kraje po kawałku, nie tylko Ukrainę, rozpędzając swój militarny apetyt, tak jak Monachium uczyniło to z Hitlerem. Podobnie działał Stalin, którego nadrzędnym celem było rozpętanie wojny na świecie i kontynuowanie rewolucyjnego marszu z 1920 roku.
W roku 2021 byłem kilkukrotnie na granicy polsko-białoruskiej. Dla Wojska Polskiego była to operacja podwyższonego ryzyka, a dla żołnierzy służba na wyższych obrotach i adrenalinie. Choć nie była to misja bojowa, to bagatelizowanie nocnych patroli w sytuacji dużego stresu, gdy jest się obrzucanym kamieniami i prowokowanym jest nie na miejscu. Panowały bardzo trudne warunki atmosferyczne, a granica nie była jeszcze zabezpieczona zaporą. Ekstraordynaryjne wydatki na bezpieczeństwo, choć nieoficjalnie powiązane z Ministerstwem Obrony Narodowej, także przysługują się podwyższeniu potencjału obronnego Polski. Białoruska operacja hybrydowa była testem dla Warszawy i wschodniej flanki NATO oraz UE. Testem także dla Wojska Polskiego, zwłaszcza WOT. Już przed rosyjską frontalną inwazją kierownictwo Państwa Polskiego podjęło decyzję o priorytetyzacji zakupów zbrojeniowych i podnoszenia etatu Sił Zbrojnych RP.
24 lutego 2022 r. wszelako zmieniła się drastycznie architektura bezpieczeństwa w Europie oraz na świecie. Rosyjska frontalna inwazja spowodowała, że to, co traktowano tylko jako widmo zagrożenia, to przed czym tylko ostrzegano, że może się wydarzyć – trwa. Zwycięstwa Sił Zbrojnych Ukrainy pod Kijowem, Charkowem oraz Mikołajowem, zmieniły dynamikę walki i sprawiły, iż w drugiej połowie roku 2022 to Ukraina zyskiwała inicjatywę operacyjną. Rosja w swej polityce wojennego zaangażowania wystawiła na szwank własną gospodarkę, zredukowała swoje magazyny amunicji, straciła ilości broni, sprzętu i ludzi, których prawdopodobnie nie da się uzupełnić krócej niż w dekadę. W pierwszej fazie wojny wytracono elitarne formacje Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej, jak dywizje pancerne oraz wojska WDW (powietrzno-desantowe). Szybkie zwycięstwo Rosji w 2022 r. byłoby śmiertelnym egzystencjonalnym zagrożeniem dla Polski. Na to grał właśnie Putin, by rosyjskim blitzkriegiem wymusić na Zachodzie opuszczenie Europy Środkowo-Wschodniej. Ukraiński skuteczny opór, więc sprawił, że nasza geopolityczna koniunktura nie znalazła się w krytycznym momencie. Ukraińscy żołnierze „kupili” Europie Środkowej dodatkowy czas na inwestowanie w swój potencjał obronny. Ten czas nie będzie jednak wieczny. Obecnie wydaje się, że Rosja nad Dnieprem utraciła swój potencjał militarny i jest mniejszym zagrożeniem niż w 2021, gdy koncentrowała wojska przy granicy. Wyobraźmy sobie jednak alternatywny scenariusz, który niestety może się ziścić w przyszłości: w USA do władzy dochodzi polityk, który jest negatywnie nastawiony do amerykańskiej pomocy militarnej dla Ukrainy, Chińska Republika Ludowa postanawia napaść na Tajwan lub państwa ECOWAS przystępują do ofensywy, aby restaurować obalone przez Grupę Wagnera rządy i otrzymują zachodnie wsparcie militarne. Politycznie lub wojskowo mówimy więc o możliwym rozproszeniu uwagi Zachodu i zmniejszeniu wsparcia dla Kijowa. To niestety uprawdopodobnia możliwość by w przegranej wojnie Rosja jednak wygrała rozbierając kolejny raz Ukrainę pod przymusem odpuszczającego pomoc Zachodu. Osamotniony bój nie może trwać w nieskończoność. Polska musi być przygotowana także na najgorszy scenariusz i dysponować wówczas potencjałem obronnym świadomego kraju frontowego NATO, którego z uwagi na jego siłę nie opłaca się atakować. A jak się do tego przygotować? Wyciągając wnioski z wojny na Ukrainie.
Dlatego w niniejszej analizie poruszyłem zagadnienie wniosków z Ukrainy dla Sił Zbrojnych RP. Główne inspiracje ku reformom jakie możemy czerpać znad Dniepru dotyczą: - Obrony Terytorialnej, - ręcznych wyrzutni przeciwlotniczych oraz przeciwpancernych, - artylerii rakietowej, - wojny dronów, - broni pancernej. Dlatego poruszyłem powyższe tematy.
Nic nie zastąpi licznych wojsk lądowych. Hipoteza, że żołnierza zastąpi w każdym aspekcie maszyna okazała się żartem. Na własne oczy oglądałem służbę ukraińskiej obrony terytorialnej w marcu 2022 roku. Gdyby nie tysiące ochotników w szeregach ukraińskiej OT, gdyby nie tzw. blokposty, czyli punkty kontrolne, godzina policyjna i patrole terytorialsów Rosjanie powtórzyli by operację hybrydową z Krymu w roku 2014. Kijów odrobił lekcję. Kto podróżował wówczas przez Ukrainę, czy to jako reporter, czy z pomocą humanitarną ten wie o czym piszę. Osobiście znam wąski wycinek tego jakim zagrożeniem była akcja sabotażowa Rosji. W jednym z miast Środkowej Ukrainy, gdzie dotarłem, przez jedną z ulic przejechali rosyjscy dywersanci i strzelali przez okno samochodu z kałasznikowa. Dywersanci Putina próbowali montować lokalizatory dla rosyjskiego lotnictwa, rozdawali propagandowe materiały. Gdyby to się powiodło – w planach mieli ogłoszenie odłączenia się kolejnych rzekomych separatystycznych enklaw na Ukrainie. Słyszałem także o przypadkach próby zinfiltrowania ukraińskiego wojska i to do tego stopnia, że Rosjanie strzelali do swoich kolegów, z którymi rzekomo służyli lojalnie w jednych szeregach. Rosjanie mieli swoich informatorów, którzy wskazywali im cele do bombardowań. Następstwa tego odczuwała ludność cywilna, ginąca w atakach. Doszło do tego, że lepiej było mówić w języku polskim niż rosyjskim, bo ten od razu budził podejrzenia wśród patroli. Polskie Wojska Obrony Terytorialnej w razie godziny „W” także przejęłyby zadania zabezpieczenia tyłów, pomocy ludności cywilnej oraz wyłapywania dywersantów. Od zabezpieczenia szlaków komunikacyjnych, krytycznej infrastruktury i budynków administracji, patroli, po bój spotkaniowy z agresorem.
Kijów wyciągnął wnioski z akcji Rosjan w roku 2014, zarówno na Krymie – gdzie państwo ukraińskie przegrało, jak i w Donbasie, gdzie doszło do militarnego impasu – Ukraińcy przegrywając pod Iłowajskiem oraz Debalcewe nie zamknęli Rosjan w kotle pod Donieckiem. Donieck i Ługańsk zostały okupowane przez rosyjsko-separatystyczną rebelię. Grupy sabotażowo-dywersyjne, awangarda operacji hybrydowej, kierowały się w pierwszej kolejności na obiekty administracji, gdzie ogłaszali swoje polityczne manifesty o secesji danego terytorium. Następnie drogą faktów dokonanych, stwarzali rzekomy pretekst do oficjalnej interwencji wojsk rosyjskich. Pierwsze godziny tej akcji są kluczowe. W roku 2014 Ukraińcom zabrakło ludzi do obsadzenia najważniejszych obiektów, a rola Sił Zbrojnych Ukrainy oraz batalionów ochotniczych sprowadziła się do reaktywnych działań w operacji ATO (a następnie SSO).
Posiadanie Wojsk Obrony Terytorialnej w obliczu zagrożenia jest wielkim atutem, że nie powtórzy się scenariusz z Ukrainy z roku 2014. Do tego potrzeba licznych formacji, po prostu ludzi. Terytorialsi znają doskonale topografię regionów, w których służą, ponieważ najczęściej są autochtonami. Znajomość mostów, dróg, budynków administracyjnych, remiz, miejscowych lotnisk, ograniczeń i przewag terenowych – to wiedza, którą posiada żołnierz WOT. Wojna na Ukrainie wykazała także, że zaangażowane są środki napadu powietrznego. Śmigłowce i samoloty bojowe starają się w pierwszych godzinach wojny uzyskać dominację. Najprostszą solucją na tego rodzaju ataki jest uzbrojenie żołnierzy w wyrzutnie przeciwlotnicze. Wspomniane przeze mnie polskie „Pioruny” są najlepszym środkiem w tej klasie dostępnym na rynku. Co ciekawe, zachodnia wojskowość zaczęła odchodzić od ręcznych wyrzutni typu MANPADS, opierając swoje koncepcje na fałszywych przesłankach, że taka broń się już na nowoczesnym polu walki nie przyda. Był to błąd, którego nie popełniono w Polsce. Drugim aspektem jest wyrzutnia przeciwpancerna. Granatniki RPG-7 chociaż najbardziej popularne, pozostają w tyle za nowoczesnym pancerzem czołgów. Co prawda, dobrze wyszkolony żołnierz jest w stanie sparaliżować jednym granatem służbę przestraszonej i źle wyszkolonej załogi czołgu, która go po prostu porzuci ze strachu, że otrzymała uderzenie. Dlatego ważną bronią są przeciwpancerne ręczne wyrzutnie różnej wariacji. Nasycenie nimi drużyn piechoty powoduje, że są skuteczni w obronie. Zagony pancerne przeciwnika są narażone na zniszczenie w każdym miejscu. „Bogiem Wojny” nad Dnieprem okazała się artyleria rakietowa. Amerykańskie HIMARS-y do tego stopnia zmieniły dynamikę walk, że ukraińscy żołnierze wspominali mi jak uciszyło to Rosjan. Wcześniej bezkarnie ostrzeliwali ich huraganowym artyleryjskim ogniem. Sama wizja, że w pobliżu pojawił się HIMARS-y, powodowały że Rosjanie bali się ognia kontrbateryjnego i milczeli. Grady, Uragany, Smiercze – dokonały anihilacji ukraińskich miast i wiosek. To artyleria rakietowa jest obecnie najskuteczniejszym i najbardziej zabójczym artyleryjskim środkiem walki. Na Ukrainie wystrzał artyleryjski czy moździerzowy nie robi już na nikim wrażenia. Kolejnym aspektem są bezzałogowce, potocznie nad Wisłą nazywane „dronami”. Od najmniejszych – cywilnych podczepianych prowizorycznie granatami, po duże bojowe bezzałogowce – Ukraina potwierdziła przyszłość tego środka walki. Drony służą obecnie do zwiadu, operacji psychologicznych, chirurgicznego niszczenia lub uszkadzania pojazdów przeciwnika, amunicja krążąca jest alternatywą dla drogich rakiet. Walki nad Dnieprem potwierdziły także jak ważna jest broń pancerna. Wielu ekspertów odesłało już czołgi na śmietnik historii. Traktowane je jako przeżytek. Tymczasem wciąż królem pola walki jest czołg. Wyciąganie wniosków z wojny na Ukrainie musi być naczelnym wektorem polskiej obronności, tak aby pod względem sprzętowym, organizacyjnym, wywiadowczym oraz geopolitycznym być przygotowanym na wypadek agresji Federacji Rosyjskiej.
[1] Kiepsko wyszkoleni Ukraińcy? Burza po doniesieniach z USA, https://defence24.pl/wojna-na-ukrainie-raport-specjalny-defence24/kiepsko-wyszkoleni-ukraincy-burza-po-doniesieniach-z-usa-komentarz, dostęp 30.08.2023
[2] 100 tys. osób w 10 dni, https://forsal.pl/swiat/ukraina/artykuly/8372871,100-tys-osob-w-10-dni-tylu-chetnych-wstapilo-do-ukrainskiej-obrony-terytorialnej.html, dostęp 30.08.2023
[3] Ukraina: Pochwały dla przeciwlotniczego Pioruna, https://defence24.pl/sily-zbrojne/ukraina-pochwaly-dla-przeciwlotniczego-pioruna, dostęp 30.08.2023
[4] HIMARS z amunicją kasetową na Ukrainie? "Zwiększyć śmiercionośność", https://defence24.pl/wojna-na-ukrainie-raport-specjalny-defence24/himars-z-amunicja-kasetowa-na-ukrainie-zwiekszyc-smiercionosnosc, dostęp 30.08.2023
[5] Nowy postrach Rosji? Turcy stworzą nowe drony we współpracy z Ukrainą, https://businessinsider.com.pl/technologie/nowy-postrach-rosji-turcy-stworza-nowe-drony-we-wspolpracy-z-ukraina/3yfemff, dostęp 30.08.2023
[6] Dlaczego Ukraińcy krytykują francuskie wozy AMX-10RC, https://defence24.pl/wojna-na-ukrainie-raport-specjalny-defence24/dlaczego-ukraincy-krytykuja-francuskie-amx-10rc-komentarz, dostęp 30.08.2023
[7] 300 tysięczne Wojsko Polskie – ruszył nabór do dobrowolnej zasadniczej służby wojskowej, https://www.wojsko-polskie.pl/articles/tym-zyjemy-v/300-tysieczne-wojsko-polskie-ruszyl-nabor-do-dobrowolnej-zasadniczej-sluzby-wojskowej/, dostęp 30.08.2023
[8] Wielkie zakupy MON w Korei. Znamy datę - co z ceną?, https://defence24.pl/sily-zbrojne/wielkie-zakupy-mon-w-korei-znamy-date-co-z-cena-komentarz, dostęp 30.08.2023
[9] Od myśliwców do Abramsów. Polskie zakupy uzbrojenia w USA, https://defence24.pl/polityka-obronna/od-mysliwcow-do-abramsow-polskie-zakupy-uzbrojenia-w-usa, dostęp 30.08.2023