top of page
Dominika Łempicka-Wyszyńska.jpg

Absolwentka studiów na Wydziale Katedry Języków Specjalistycznych Uniwersytetu Warszawskiego (język angielski i niemiecki), Studiów Podyplomowych w zakresie Stosunków Międzynarodowych i Dyplomacji (Collegium Civitas) oraz Studiów Podyplomowych w zakresie E-marketingu na Uczelni Łazarskiego. Poetka, scenarzystka i lingwistka – współzałożycielka
i prezes Fundacji Lampa, zajmującej się krzewieniem wartości religijnych
i patriotycznych poprzez sztukę. Stypendystka Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego w zakresie poezji.

Dominika Łempicka-Wyszyńska

logo.png
4.jpg
3.jpg
1.jpg
2.jpg

„SPIESZMY SIĘ RODZIĆ LUDZI…” – dlaczego Polacy wolą być childfree?

„Kiedy nie ma nikogo, kogo kochasz, musisz kochać to, co jest.” (Corneille Pierre)

Czy da się zapałać gorącym uczuciem do tego, czego się nie widzi? Lub raczej… do tego, kto nie pojawił się jeszcze fizycznie na świecie? Z czym młodym Polkom kojarzy się idea posiadania dziecka? Czy warto dać się „okraść” z własnego czasu, ponieść trudy macierzyństwa i wychowania po to, aby przedłużyć gatunek? Czy warto w ogóle przedłużać gatunek w obliczu zbliżającej się nieuchronnie katastrofy ekologicznej? Dlaczego, według opinii niektórych kobiet, dzieci „śmierdzą” a innym znowuż „pachną”, powodując wyrzut dopaminy w mózgu?

Według najnowszych badań CBOS Polacy od kilku lat są na najlepszej drodze do katastrofy demograficznej.

 

Od 1990 roku wielkość współczynnika dzietności nie gwarantuje zastępowalności pokoleń, która występuje wówczas, gdy wskaźnik ten kształtuje się na poziomie 2,1–2,15, czyli na 100 kobiet w wieku 15–49 lat przypada średnio 210–215 dzieci. W 2021 roku natomiast na 100 kobiet w tym wieku przypadało około 133 dzieci1 . W latach 2016– 2017 wskaźnik dzietności wzrastał (wprowadzenie 500 plus), osiągając w roku 2017 wartość 1,45, a następnie ponownie zaczął spadać.[1]

W jaki sposób Polska może poradzić sobie z przyrostem współczynnika „antydzietności”?

 

Dlaczego nie warto mieć dziecka?

Badań na temat przyczyn niechęci do posiadania potomstwa zostało przeprowadzonych mnóstwo, zarówno przez stronę bardziej skręcającą „w prawo”, jak i tę o tendencji „w lewo”. Co ciekawe, wnioski płynące z analiz obu stron wydają się całkiem odmienne.

Poniżej lista powodów, dla których Polacy nie chcą mieć dzieci, opublikowana przez ASM-Centrum Badań i Analiz[2]:

 

(źródło: ASM-Centrum Badań i Analiz Rynku)

Niewątpliwie interesującą i wymagającą pogłębionej analizy jest kategoria szczegółowa: „Nie czuję potrzeby posiadania dziecka”, którą zadeklarowało aż 21,9% ankietowanych. Chęć pozostania „wolnym i niezależnym” oraz obawa przed odpowiedzialnością to kolejne dwa czynniki, które wpływają na decyzję o nieposiadaniu dziecka. Co ciekawe, obciążenia finansowe i warunki mieszkaniowe nie wydają się przy tym aż tak bardzo istotne – na pierwszy plan wysuwa się trend do samorealizacji zawodowej, chęć do pełnego dysponowania własnym czasem i „niezależność” w każdym możliwym aspekcie.

Jakie są inne czynniki wpływające na negatywną decyzję o posiadaniu dzieci według strony liberalno-lewicowej? Do najważniejszych zaliczono: obawę o pracę, strach przed brakiem wsparcia ze strony partnera/ojca dziecka, kwestia mieszkaniowa, wysokość wydatków na dziecko, zaostrzenie przepisów antyaborcyjnych i feminizm[3]:

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

(Żródło: Ipsos dla OKO.press 28-30 grudnia 2021)

O ile czynnik ekonomiczny i zawodowy jest racjonalną przesłanką w kwestii podjęcia decyzji o potomstwie, o tyle potencjalnie zwiększony dostęp do aborcji wydaje się logicznym błędem w rozumowaniu. Nawet, jeżeli wyższy odsetek kobiet zdecyduje się zajść w ciążę ze względu na świadomość, że po potencjalnym wykryciu wad wrodzonych płodu będą mogły bez większych przeszkód usunąć dziecko – tajemnicą pozostaje fakt, w jaki sposób potencjalne zwiększenie ilości przeprowadzanych aborcji miałoby wpłynąć pozytywnie na współczynnik dzietności.

Niechęć do posiadania dzieci jako trend kulturowy

Mimo braku konkretnych badań na ten temat, show biznes raczej zniechęca niż zachęca do posiadania dzieci. W świecie celebrytów nie brakuje wprawdzie szczęśliwych par, które doczekały się dziecka i chwalą się tym faktem w mediach społecznościowych, ale mnóstwo znanych influencerek coraz częściej deklaruje niechęć do rodziny w tradycyjnym ujęciu, nie upatrując osobistego szczęścia w rodzeniu i wychowywaniu dzieci.

Poniżej kilka przykładowych wypowiedzi kobiet ze świata polskiego show biznesu:

- „Myślę, że to jedna z najlepszych decyzji w moim życiu, tym bardziej patrząc na coraz bardziej skomplikowaną sytuację na świecie, kondycję naszej planety i Polski jako ojczyzny. To była i jest decyzja przemyślana i słuszna, podjęta wspólnie z Edkiem, co nie znaczy, że prosta i nieobarczona smutkiem. Na pewno wiąże się z odmówieniem sobie nieprawdopodobnego doświadczenia. Ale patrząc na to, co zrobiliśmy z planetą, zastanawiam się, czy nie jest arogancją sprowadzanie następnych mieszkańców do świata, który zdewastowaliśmy?" [4] (Maria Peszek)

- „Nie mam instynktu macierzyńskiego i się tego nie wstydzę. Dla jednych macierzyństwo to życiowy cel, dla innych nie (…)” [5] (Doda)

- "Nie sztuką jest siedzieć i myśleć. Sztuką jest żyć i nie bać się życia. Skoro życie doprowadziło mnie tu i teraz, a ja śpię spokojnie z tego powodu, to znaczy, że jestem na właściwym torze. (...) Wiesz, ile ja mam dzieci, które kocham i którymi się opiekuję? Ja nie czuję się niespełnioną kobietą. To niesamowite, co powiedziała mi kiedyś moja mama: »Aniu, nie wszyscy muszą mieć dzieci«. Czy to jest złe, że mówi ci coś takiego twoja matka, która sama wychowała dwie córki? (...) Wymaga to na pewno sporo odwagi z jej strony, żeby coś takiego powiedzieć swojej córce. Kiedy wszyscy cię cisną i mówią: »Powinnaś mieć dzieci i założyć rodzinę, już najwyższy czas«, moja mama mówi: »A byliście na jej przedstawieniach? Ona za każdym razem rodzi nowe dziecko«" [6] (Anna Cieślak)

- "Nie chcę mieć dzieci. Mnie jest dobrze, tak jak jest. Poza tym trzeba mieć jeszcze dawcę, a tu... wciąż nic. Z kim? Z nikim. (...) Dlaczego ja mam sprowadzać kogoś na ten świat z czystego egoizmu, tylko i włącznie z założeniem, że ja czegoś od niego chcę? To jest egoizm potworny" [7](Blanka Lipińska)

- „Nigdy specjalnie nie ukrywałam, że nie jestem jedną z tych dziewczyn, które jakoś mocno marzą o dzieciach. Mam takie koleżanki, które zawsze wiedziały, że tego chcą. Ich instynkt macierzyński był ogromnie rozwinięty. Ja tak nie mam" [8] (Agnieszka Woźniak-Starak)

- „Dla mnie każda mama codziennie zdobywa Mount Everest, a ja nie jestem gotowa na taki heroizm i świadomie nie decyduję się na dzieci. (...) Chciałabym, żeby kobiety nie były oceniane za podjęcie takiej decyzji jak moja, bo przecież macierzyństwo to nie jest jedyna droga, jaką możemy wybrać.” [9] (Ewa Chodkowska)

Interesującym zagadnieniem w kilku powyższych wypowiedziach jest brak bądź nieodczuwanie instynktu macierzyńskiego. Samo pojęcie „instynktu macierzyńskiego” jest definiowane dwojako: może to być zarówno chęć posiadania dzieci, która towarzyszy kobietom „od zawsze” i jest (lub nie) wpisane w jej naturę, jak również biologiczne przywiązanie towarzyszące matce od momentu zajścia w ciążę, bądź od momentu urodzenia dziecka.

Instynkt macierzyński – szerzej

Nie brakuje również czysto biologicznego ujęcia tematu. Z tego punktu widzenia instynkt macierzyński definiuje się jako „wrodzoną zdolność do zachowań koniecznych dla utrzymania się przy życiu danego osobnika lub gatunku w ogóle”. [10]

Czy da się zatem „wygenerować” instynkt macierzyński wobec dziecka, którego się jeszcze nie ujrzało? Faktem jest, że wiele kobiet nie odczuwa szczególnej więzi z dzieckiem zanim nie przyjdzie ono na świat. Zalążki zaintrygowania młodym osobnikiem, tudzież emocjonalnego przywiązania, pojawiają się często jeszcze podczas ciąży, gdy kobieta odczuwa ruchy dziecka. Niemniej najwięcej interesujących zjawisk endokrynologicznych rozgrywa się, bezsprzecznie, tuż po porodzie. Procesowi „wspierania miłości” do noworodka towarzyszą ciekawe procesy biologiczne i hormonalne, które zachodzą w organizmie kobiety. Należy do nich, niewątpliwie, wydzielanie się tzw. „hormonu miłości”, czyli oksytocyny, produkowanej przez podwzgórze, zarówno podczas akcji porodowej, jak i potem – w kontakcie z narodzonym maleństwem. Samo spojrzenie na nowonarodzone dziecko (przy założeniu, że ów hormon jest wydzielany w prawidłowych ilościach – brak depresji poporodowej etc.) powoduje wyrzut oksytocyny w organizmie matki. Co ciekawe, oksytocyna odpowiada również za przyjemność płynącą z karmienia piersią i prawidłowy przepływ mleka – przy zaburzeniach w jej wydzielaniu stosuje się czasami w takich sytuacjach podanie dożylne. Jeżeli mózg generuje zbyt mało hormonu, wówczas może dochodzić do zaburzeń w „wyrzucie” mleka, tym samym często powodując ból piersi. [11]

Instynkt macierzyński a zapach dziecka

Naukowcy z Drezna (Niemcy) przeprowadzili badanie na 30 kobietach, sprawdzając reakcję ich mózgu na zapach skóry noworodków. Pierwszą grupę (15 kobiet) stanowiły matki, które urodziły dziecko w przeciągu ostatnich sześciu tygodni. Druga grupa to kobiety, które nigdy nie urodziły dziecka. [12] Naukowcy zbadali aktywność receptorów związanych z układem nagrody (odpowiedzialnego również za uzależnienia) po kontakcie z zapachem nowonarodzonego dziecka. W obu grupach stwierdzono wzmożony wyrzut dopaminy.

Dr Laura Schäfer z wydziału Psychoterapii i Medycyny Psychosomatycznej Drezdeńskiego Uniwersytetu Technicznego potwierdza, że „zapach małych dzieci to istotny czynnik, który wpływa na kształtowanie więzi matka-dziecko.”[13]

Reasumując – powyższe badania wykazały, że mózg matki wąchającej skórę noworodka reaguje analogicznie jak podczas seksu lub na widok smacznego jedzenia.

Być może ów zapach generowany przez dzidziusia jest jednym ze sposobów na jego przetrwanie? Tego się nie dowiemy. Faktem jest, że według badań opublikowanych m.in. przez NIH (National Library of Medicine) zapach, który generuje noworodek bardziej pobudza ośrodek nagrody niż zapach nastoletniego dziecka. [14]

Instynkt macierzyński u zwierząt

O ile świat ma tak wiele wątpliwości co do istnienia instynktu macierzyńskiego u kobiet, o tyle w przypadku zwierząt, a ściślej mówiąc, niektórych gatunków, naukowcy wydają się być jednomyślni. Dr hab. Andrzej Max w swojej publikacji „Instynkt macierzyński i jego zaburzenia u suk i kotów” pisze wprost, że „rozwój, i utrzymywanie się instynktu macierzyńskiego są sterowane hormonalnie, m.in. przez peptyd oksytocynę, produkowaną przy jądrze przykomorowym oraz nadwzrokowym podwzgórza, i przez układ wrotny przysadki jest doprowadzany do części nerwowej przysadki, gdzie jest magazynowany a następnie uwalniany na potrzeby akcji porodowej, i oddawania mleka. [15] Co ciekawe, autor cytuje badania, według których oksytocyna jest odpowiedzialna za kształtowanie i stymulowanie zachowań rodzicielskich również u ludzi – nie tylko u matek, ale także u ojców. [16]

Istotnym hormonem w kształtowaniu instynktu macierzyńskiego jest również prolaktyna, odpowiedzialna m.in. za działanie laktotropowe i, tak, jak wyżej, za kształtowanie zachowań macierzyńskich – jej wydzielanie u zwierząt stymuluje ssanie gruczołów sutkowych i zapach potomstwa. [17]

Autor opisuje również kilka typowych zaburzeń na tle zachowań suk i kotek wobec potomstwa, wynikających właśnie z dysfunkcji hormonalnych, które prowadzą do upośledzenia bądź nadpobudliwości instynktu macierzyńskiego. Gdy przyjrzymy się tym „zachowaniom” można znaleźć pewną analogię z postawą matek, cierpiących na depresję poporodową bądź reagujących negatywnie na swoje dzieci po porodzie.

Do typowych dysfunkcji autor zalicza: opóźniony instynkt macierzyński, odrzucenie noworodka, nadmierny instynkt macierzyński bądź jego brak – co przejawia się w unikaniu karmienia i pielęgnacji potomstwa. W ostatnim przypadku zaleca się przebadanie samic pod kątem chorób (ostre zapalenie gruczołów sutkowych, poporodowe zapalenie macicy lub tężyczka). [18]

Macierzyństwo – nie dla egoistek?

W sieci roi się od soczystych artykułów i całych portali poświęconym „ciemnej stronie” macierzyństwa. Reakcje odsetka matek nie zachwyconych swoim dzieckiem tuż po porodzie bywają rozmaite – od poczucia winy, apatii, zobojętnienia bądź niechęci do własnego dziecka po reakcje bardzo skrajne, na przykład chęć fizycznego pozbycia się go. [19]

Statystycznie około 20 procent matek cierpi na depresję poporodową. Często są do kobiety, które po raz pierwszy doświadczyły macierzyństwa i nie potrafią jeszcze zaopiekować się maleństwem – poród i to, co dzieje się później bywa szokiem. Brak wsparcia ze strony najbliższych i pozostawanie 24 godziny na dobę z istotą, która swoje potrzeby komunikuje wyłącznie poprzez płacz często przerasta fizyczne i psychiczne możliwości kobiet. Dziecko postrzegane jest wówczas w kategoriach intruza – kogoś, kto zabiera sen, perspektywy, możliwości, czas, spokój i wolność.

Miejsce na miłość w takich przypadkach przychodzi później i jest złożonym procesem – bądź też, w bardzo skrajnych przypadkach – nie przychodzi wcale. „Kobieta jest z natury zła, jej egoizm zwycięża bowiem miłość’ – stwierdził Fiodor Dostojewski.  Pytanie zasadnicze – gdzie kończy się wolność kobiety a zaczyna egoizm? Lub – gdzie kończy się wolność feministki a zaczyna tak zwane „piekło kobiet”, ale w ujęciu dr Joanny Banasiuk, która podczas swojego antyaborcyjnego wystąpienia w Sejmie (2016) zwracała uwagę na niehumanitarną postawę kobiet i nadużywanie „wolności” wobec dzieci w łonie, odwracając tym samym pojęcie ukute przez Boya-Żeleńskiego?

Idąc za definicją feminizmu według słownika PWN – „Celem pierwszych feministek była pomoc kobietom, ulżenie ich losowi, wsparcie na drodze do społecznego usamodzielniania się. (…)  W 2. połowie XX w. do pakietu praw polityczno-społecznych dodały prawa w zakresie zdrowia reprodukcyjnego i wolności indywidualnych (prawo do edukacji seksualnej, prawo do aborcji, walka z przemocą w rodzinie i molestowaniem seksualnym).” [20]

Feminizm przyczynił się zatem do przedefiniowania pojęcia macierzyństwa i wpłynął znacząco na podważenie sensu rzekomej presji społecznej, stanowiącej, iż powinnością każdej kobiety jest zostać matką. Do „wolności indywidualnych” dodano prawo do decydowaniu o życiu bądź śmierci dziecka w łonie – współczesna feministka jest więc w tym ujęciu nie tylko kobietą, która walczy o polepszenie sytuacji społecznej i politycznej innych kobiet – to także kobieta, która może decydować o wolności reprodukcji lub o tym, czy z takich lub innych przyczyn – wydać na świat własne dziecko.

Wobec powyższych priorytetów pojęcie miłości wobec dziecka jako „służby” wydaje się być, delikatnie mówiąc, nie na czasie. Ogrom obowiązków, które spadają na młodą kobietę definiującą własną tożsamość poprzez wolność seksualną i samostanowienie w kontekście reprodukcji jest nie do pojęcia i może zostać zdefiniowana tylko w jednej kategorii – utrata wolności. Kryterium „służby” jako postawy miłości i poświęcenia wobec dziecka, a w dalszej kolejności – wobec społeczeństwa, nie ma w tym przypadku zastosowania, ponieważ szczęście ogranicza się w tylko i wyłącznie do samorealizacji jednostki.

 

Zwłaszcza, gdy „dawca” nie sprawdza się w roli ojca.

„Dawca”

Rola i godność mężczyzny, definiującego swoją wartość poprzez bycie dobrym ojcem i dobrym mężem zdają się być zupełnie inne, niż w przypadku partnera, którego rolą jest jedynie „spłodzenie” dziecka, bo tak zażyczy sobie partnerka.

Od kilku lat mówi się powszechnie o kryzysie męskości. Definicja tegoż kryzysu ma odmienne oblicza w zależności od kontekstu, ale o kwestii „kryzysu męskości” zaczęto głośno mówić mniej więcej od początku lat 70-tych.

Słownik Języka Polskiego definiuje „męskość” w następujący sposób:

1. «cechy typowe lub uchodzące za typowe dla mężczyzny»

2. «potencja płciowa mężczyzny»

3. euf. «narządy płciowe mężczyzny» [21]

Krzysztof Arcimowicz w swojej publikacji „Kryzys męskości czy szansa dla mężczyzn?” stwierdza, że współcześnie w Polsce oraz w krajach Europy Zachodniej istnieje dualizm definicji „kryzysu męskości”:

„Tradycyjny paradygmat ujmuje męskość jako dominację i specjalizację w określonych dziedzinach. Opiera się na dualizmie ról płciowych, asymetryczności cech męskich i kobiecych. Wymaga od mężczyzny podporządkowywania sobie innych mężczyzn, kobiet i dzieci. Oznacza przymus tłumienia uczuć i emocji”. [22]

Współczesny paradygmat męskości to „równość i partnerstwo” kobiet, i mężczyzn nie zabrania mężczyźnie eksponowania cech zarówno męskich, jak i kobiecych. Jak twierdzi Arcimowicz: „Nowa wersja męskości (…) nie upośledza innych niż heteroseksualna tożsamości seksualnych.” [23]

Tomasz Tomasik w „W poszukiwaniu zagubionej tożsamości. Kryzys męskości a literatura” napisał znamienne zdanie: „Widmo krąży po Europie – widmo kryzysu męskości”. Przeciwstawiając definicję męskiej tożsamości w ujęciu tradycyjnym definicji tegoż pojęcia w epoce nowoczesności odwołał się do cytatu Philipa Zimbardo: „mężczyźni nie nadążają za kulturowymi zmianami, ponoszą porażki w dziedzinie edukacyjnej, społecznej i seksualnej. Społeczeństwa Zachodu, zaznające długiego okresu pokoju i ekonomicznej prosperity, nie wymagają od nich, by wcielali się w rolę wojowników i jedynych żywicieli rodziny, tylko przeobrazili się w odpowiedzialnych, czułych i empatycznych partnerów dla kobiet oraz w troskliwych, wyrozumiałych i dyspozycyjnych ojców dla swoich dzieci”[24]. Ta definicja oznacza ni mniej ni więcej feminizację roli mężczyzny i porzucenie roli hegemonicznego „zdobywcy”.

Trudno w tym wszystkim pominąć jeszcze jedną kwestię – digitalizację świata, czyli pogrążenie potencjalnych, przyszłych ojców w świecie wirtualnym, często – gamingowym, co pociąga za sobą w wielu przypadkach niedojrzałość psychiczną i upośledzenie w budowaniu rzeczywistych relacji. Istotny wydaje się również fakt, że taka tendencja pociąga za sobą statyczny tryb życia – można więc stwierdzić, że „cyfrowi” mężczyźni to (poza epizodycznym uprawianiem sportu) raczej generacje „kanapowe” – odwykłe od wysiłku fizycznego i kontaktu z ziemią. 

Zwłaszcza, że wcale im „nie spieszno” opuszczać cieplutkie, rodzicielskie gniazdka.

Badania dowodzą, że pokolenie tzw. Millenialsów (pokolenie Y), czyli statystycznych rodziców, dosyć długo mieszka z rodzicami[25]– generacją X, urodzoną w latach 1965-1980. Rodziców Millenialsów cechuje duża niezależność, dominacja i przywiązanie do stabilności finansowej – charakteryzuje ich również nadopiekuńczość wobec swoich dzieci, dlatego, że musieli sobie wszystko wywalczyć własnym trudem. Pokolenie X to zatem ci, którzy pracowali długo, aby zapewnić dzieciom jak najlepsze warunki materialne, co często odbywało się kosztem poświęcania czasu rodzinie (zaburzony work-life balance).

Bez względu na powód zamieszkiwania pod dachem rodziców niemal do trzydziestego roku życia, który to stan rzeczy jest tłumaczony głównie czynnikiem ekonomicznym, nie da się wykluczyć w tym kontekście silnego wpływu pokolenia X na pokolenie Y, zwłaszcza w przypadku mężczyzn. Według badań w krajach UE mężczyźni opuszczają gospodarstwa domowe później niż kobiety. [26] Z powyższych danych wynika, że młodzi Polacy wyprowadzają się z domu rodzinnego średnio w wieku 29 lat. [27]

Brak niezależności ekonomicznej (mieszkaniowej), a więc zależność finansowa od rodziców pociąga za sobą, domyślnie, również zależność psychologiczną i emocjonalną. Można więc wysnuć konkluzję, że powyższe czynniki nie pozostają bez wpływu na decyzję założenia/niezałożenia rodziny. Im dłużej ten stan rzeczy się utrzymuje, tym większe prawdopodobieństwo, że mężczyzna niemal do połowy swego życia pozostaje w roli syna a nie w roli niezależnego męża/ojca/partnera, co oznacza, że jest w pewien sposób bardziej zdominowany niż dominujący.

Jak to się ma do niskiej dzietności?

Kryzys męskości a kryzys ojcostwa

Zofia Bańdur scharakteryzowała szereg przemian, które na przestrzeni ostatnich lat zaszły w polskiej rodzinie. Zdaniem autorki „wyznacznikiem tych przemian jest fragmentaryczność widzenia świata, pluralizm, sekularyzacja życia społecznego i umysłowego, jak również dechrystianizacja życia i myślenia. Na kanwie relatywizmu poznawczego, a także etycznego otwierania się na rozliczne systemy filozoficzne i ideologie – dokonała się pełna akceptacja wartości i norm pozaeuropejskich.” [28] Bandur stwierdza, iż przemiany industrialne, gospodarcze i kulturowe ostatnich dekad przyczyniły się do kryzysu ojcostwa, wynikającego z zaburzonej tożsamości mężczyzn i ich niemożności podążenia za obecnymi trendami na rynku pracy przy jednoczesnym zaspokojeniu pozamaterialnych warunków rodziny. Na kanwie powyższych wniosków zacytowała trzy modele ojcostwa:

  1. Ojciec nieobecny – niepotrzebny, zdystansowany, nie mający wpływu na wychowanie dzieci,

  2. Ojciec zagubiony – pozbawiony dotychczasowych ról, poszukujący swej tożsamości,

  3. Ojciec walczący – ubiegający się o prawo do opieki i kontaktów z dziećmi po rozwodzie, ojciec samotnie wychowujący dzieci” [29]

Zagubienie mężczyzn przekłada się również na postawy kobiet w kwestii gotowości do prokreacji. Kobiety, które cieszą się dużym wsparciem najbliższej rodziny statystycznie częściej decydują się na dzieci, co jest procesem całkowicie naturalnym, biorąc pod uwagę ogrom wysiłku psychologicznego, emocjonalnego, fizycznego i ekonomicznego, który towarzyszy procesowi wychowania. Mężczyzna niegotowy, emocjonalnie niedojrzały bądź odcinający się od obowiązków towarzyszących roli ojca równa się w większości przypadków niechęci kobiet do podjęcia decyzji o pierwszym/kolejnym dziecku.

Kryzys kobiecości

Analizując publicystykę w mediach można odnieść wrażenie, że w świecie współczesnym jedynie mężczyźni przechodzą kryzys tożsamościowy – kobiety mogą co najwyżej przechodzić „kryzys wieku średniego” lub być ofiarami nieporadności bądź przemocy stosowanej przez mężczyzn.

Tymczasem siła w rękach kobiet. W późniejszym PRL-u była traktorzystka Frosia czy "kobieta pracująca", która "żadnej pracy się nie boi", potem „kobieta wyzwolona” , której manifest feministyczny przybierał na sile, aby przejść do wyraźnego kontrataku w postaci marszów „Piekła Kobiet”.

Kryzys rodziny a niższa dzietność

Wzorce, które obserwowaliśmy w domu w dzieciństwie rzutują na postrzegania świata w całym życiu. Jesteśmy tym, czym „skorupka nasiąkła za młodu”, a odnosząc się do kwestii „przedłużenia gatunku” podświadomie kopiujemy bądź bardzo świadomie negujemy schematy, które obserwowaliśmy w kręgu najbliższej rodziny jako dzieci.

Według badań ASM, „relacje między rodzicami mają istotny wpływ na postawy prokreacyjne i rodzinne Polek i Polaków. Osoby, których rodzice byli małżeństwem, częściej od innych deklarowały, że chcą mieć dzieci w przyszłości.” [30]

 

Ponadto ci, którzy w dzieciństwie w relacjach rodzinnych czuli się szczęśliwi, częściej deklarowali gotowość do posiadania dzieci:[31]

 

Stwierdzenie, iż negatywne relacje między rodzicami skutkują automatycznie poranieniem psychiki dziecka jest truizmem. Dr Magdalena Śniegulska, psycholog dziecięcy z Uniwersytetu SWPS szacuje, że w krajach zachodnich doświadczenie rozwodu rodziców będzie udziałem blisko 30% dzieci przed ukończeniem przez nie 16 roku życia.[32]

Kryzys relacji rodzinnych, brak poszanowania godności współmałżonków lub dzieci, rozwód czy też trwanie w konfliktach traumatyzują dziecko – nie rzutują także pozytywnie na zamiary założenia rodziny w przyszłości i nie przysposabiają go roli matki/ojca.

Dzieci vs zwierzęta

„Cztery nogi : dobrze, dwie nogi : źle.” – G. Orwell, "Folwark zwierzęcy"

Orwell nie wiedział zapewne, że pisząc to zdanie stał się wizjonerem.

Pet parenting – czyli przekształcenie roli właściciela zwierzęcia w rolę rodzica zyskuje na popularności. W ostatnich dekadach można zaobserwować wzmożoną humanizację i ubóstwienie zwierząt, które stają się w wielu przypadkach niemal pełnoprawnymi członkami rodziny. Temu procesowi często towarzyszy dehumanizacja człowieka i spadek miłości wobec bliskich – dziennikarka GW w artykule „Czy kochamy swoje zwierzęta bardziej niż partnerów? Najnowsze badania” cytuje dane, z których wynika, że „co trzeci Brytyjczyk woli spędzać czas ze swoim psem lub kotem niż z partnerem czy partnerką.” [33]

Klub Jagielloński powołuje się na badania przeprowadzone na zlecenie platformy ConsumerAffairs, z których wynika, że 57% Millenialsów kocha swoje zwierzęta domowe bardziej niż rodzeństwo, a 50% bardziej niż matkę. [34] Wzrost przywiązania wobec pupilów i ich „uczłowieczanie” ma również według powyższego źródła iść w parze z negatywnym nastawieniem do posiadania dzieci…

Atrybuty, które do pewnego czasu były przypisywane wyłącznie ludziom, stały się współcześnie również atrybutami zwierząt. Widać to szczególnie na portalach internetowych poświęconych pomocy zwierzętom i uwrażliwiających czytelników na ich krzywdę lub wyzysk:

„Każdy, kto troszczy się o równouprawnienie i sprawiedliwość społeczną, może pomóc skończyć z seksualnym wyzyskiem suczek, odmawiając wspierania agresywnych pseudohodowli i hodowców – apelują działacze organizacji PETA.”[35]  Autorka artykułu w dalszej kolejności stwierdza, co następuje: „Kupiłaś szczeniaka? Nie możesz się nazywać feministką”.

Szacunek i postawa pełna miłosierdzia ma towarzyszyć według nauki KK „wszelkiemu stworzeniu”. Pomoc zwierzętom jest zatem czymś bardzo etycznym a ich dobre traktowanie obowiązkiem, jednakże od lat trwa spór o to, czym jest ów „szacunek” – czy jest to oddanie stworzeniu tego, co mu należne według koncepcji „rozumnego ładu świata” (tomizm), zakładającej istnienie „drabiny bytów”, wedle której człowiek plasuje się wyżej od zwierząt a niżej od aniołów – czy też, zgodnie z zasadami buddyzmu – jest to założenie równości i jedności wszystkich bytów. O rozwagę w tej kwestii, zgodnie z zasadą: „Między reizmem, traktującym zwierzę jak rzecz, a zoopersonalizmem, traktującym zwierzę jak człowieka, należy znaleźć złoty środek” apeluje ksiądz Roman Rogowski z kwartalnika „Więź” . [36]

Mimo, że trudno znaleźć badania na ten temat – można śmiało zaryzykować stwierdzenie, że w krajach wysoko rozwiniętych, wraz ze wzrostem tendencji do antydzietności na wartości zyskuje koncepcja zoopersonalizmu. Jednakże, według badań cytowanych powyżej[37] widać, że istnieje również spory odsetek wśród rodzin dzietnych, który przechyla się bardziej ku buddyjskiej niż do chrześcijańskiej wizji świata.

Ciekawe komentarze na temat niechęci do dzieci, której towarzyszy miłość do zwierzaków da się za to odnaleźć na forach w sieci:

„Jestem przed 30 dzieci nie lubię, nie chcę, brzydzą mnie. Kobiety w ciąży to samo.. Kocham zwierzęta, są dla mnie największą wartością.. Mam 3 koty psa i w niedługim czasie będę adoptować kolejnego członka rodziny.. Taak traktuję moje zwierzaczki jak członków rodziny.. Macierzyństwo nie jest celem w moim życiu. Żal mi kobiet, które uważają dziecko za cud na cudami. Nie to jest najgorsze.. najgorsze są te matki z bandą dzieciaków przy boku zachowujące się jak święte krowy, którym wszystko wolno. Patrzcie jakie mam cudowne dzieci. A ty patrz i się zachwycaj… A najlepiej jeszcze dawaj pieniądze na te dzieciory.”[38]

Mimo, że istnieje mnóstwo forów, na których bezdzietne singielki z wyboru a jednocześnie miłośniczki zwierząt deklarują, że pet parenting nie jest dla nich substytutem macierzyństwa, trudno oprzeć się wrażeniu, że „coś nie gra”, gdy obserwuje się reakcje młodych kobiet przeżywających aż do łez fakt, że ukochany pies cierpi na depresję bądź dostał czkawki po jedzeniu a kot źle znosi podróż autem (obserwacje z otoczenia). Google aż „ugina się” od fraz kluczowych, typu: „czy czkawka u psa jest dla niego niebezpieczna?”, „depresja kaftanikowa u kotów”, „smutny pies – jak rozpoznać depresję u psa?” etc. Od lat głośno było również o przypadkach brania ślubów z ukochanymi zwierzętami – uczestniczka brytyjskiego, telewizyjnego show „This Morning” wzięła ślub ze swoim psem rasy golden retriever[39] a pochądzący z Niemiec Uwe Mitzscherlich ożenił się ze swoją kotką, której chciał zagwarantować dozgonne szczęście.[40]

Jak widać, ilość wysiłku, którą w dzisiejszych czasach należy włożyć w opiekę nad zwierzęcymi pupilami nie odbiega tak znacznie od trudu opieki nad dzieckiem, zwłaszcza, że, cytując za Maciejem Witkowskim, członkiem redakcji działu "Architektura społeczna" w Klubie Jagiellońskim: „Obecnie można (…) zauważyć trend, w ramach którego coraz mniej podkreśla się utylitarny charakter relacji pomiędzy człowiekiem a zwierzęciem, a coraz większe znaczenie zyskują emocjonalne aspekty tego związku.”[41]

„Bo świat jest zły” -  antynatalizm i eko-przyczyny bezdzietności

Antynataliści wpadli na interesujący pomysł, iż eliminacja gatunku ludzkiego poprzez niepłodzenie dzieci i nie uszczęśliwianie ich życiem na tym świecie, przyczyniłoby się znacznie do redukcji CO2, a tym samym – do ocalenia naszej planety.

Filozofia antynatalistyczna swoje korzenie wywodzi jeszcze ze starożytnej Grecji, ale mocno wpisuje się w narrację buddyzmu i hinduizmu, wedle której najwyższym imperatywem człowieka powinno być dążenie do wyrwania się z cyklu reinkarnacji i prokreacji. [42]

Tą myślą zainspirował się następnie Artur Schopenhauer, natomiast współczesna idea antynatalizmu ma swoje źródło w dziele "Ostatni Mesjasz" Petera Wessela Zapffego. W opinii Zapffego cierpienie związane ze świadomością śmiertelności człowieka jest na tyle nie do zniesienia, że ludzkość jako gatunek powinna zakończyć swoje istnienie. Nieuchronność śmierci i egzystencjonalny ból jednostki w związku z tym faktem są tak przejmujące, że człowiek nie ma prawa wydawać na świat kolejnych potomków i obarczać ich takim cierpieniem. Zwłaszcza, że nikt tych dzieci nie pyta o to, czy chcą się narodzić. [43]

Oprócz postawy, której celem ma być eliminacja cierpienia jednostki, antynataliści powołują się na eko-etos, zakładający, że należy przerwać wymianę pokoleń, ponieważ jednostka ludzka emituje zbyt dużo dwutlenku węgla. Jest to, tak zwany antynatalizm ekologiczny. Karolina Lewestam z MAGAZYNU Dziennik Gazeta Prawna przywołała słynny w swoim czasie przypadek amerykańskiej piosenkarki Miley Cyrus, która w jednym z wywiadów stwierdziła, że „my, Millennialsi, nie chcemy się rozmnażać, bo wiemy, że Ziemia może tego nie wytrzymać”. Przywołała przy tym badania szwedzkiego Uniwersytetu w Lund, wedle których „jedno dziecko w USA to 58,6 tony szkodliwych emisji rocznie, a rodzina, która rezygnuje z kolejnego potomka, tak się przyczynia do dobra środowiska, jak 684 nastolatków, którzy zobowiązaliby się do końca życia obsesyjnie dbać o recykling.” [44]

Prokreacja jest zatem według założeń negatywnej, a nie afirmatywnej (bo nie afirmującej „bycia”) etyki antynatalizmu czymś w rodzaju grzechu śmiertelnego i ma coraz większą siłę rażenia nie tylko wśród Millenialsów, ale także wśród przedstawicieli pokolenia Z. Idealista to zatem w dzisiejszym świecie już nie Konrad, który „nazywa się Milijon – bo za miliony kocha i cierpi katusze” („Dziady”, A. Mickiewicz), ale jednostka, która w imię dobra planety i odpowiedzialności za innych rezygnuje z przedłużania gatunku. Ów trend bardzo mocno wpisuje się w perspektywę hinduizmu i buddyzmu, która zakłada raczej unikanie cierpienia, a nie, zgodnie z założeniem chrześcijaństwa – konfrontację z nim.

Czy nasza planeta byłaby lepsza bez człowieka? Trudno to ocenić – nawet, gdybyśmy dali się wymordować, bądź, nie zdecydowali się krzywdzić Matki Natury naszą obecnością na tym „ziemskim padole” nie wiadomo, jak potoczyłyby się losy Ziemi.

„Balansujcie dopóki się da, a gdy się już nie da, podpalcie świat!” – stwierdził Józef Piłsudski.

Rodzina wielopokoleniowa vs rodzina nuklearna

Wielu demografów jest zdania, że przyczyną niskiej dzietności w krajach wysoko rozwiniętych jest nie tyle czynnik ekonomiczny (dobrobyt) co czynnik kulturowy. W okresie powojennym, czy w PRL-u Polakom wiodło się materialnie znacznie gorzej, niemniej dzietność była dużo wyższa. Model rodziny wielopokoleniowej, opartej na silnych tradycjach, był czymś naturalnym.

Z biegiem lat zmieniało się pojęcie „wolności”, które z ideału zbiorowego przekształciło się w atrybut jednostki. Zarządzanie własnym czasem, wolność wyboru w każdej możliwej dziedzinie, uniezależnienie od  „korzeni” i autonomia finansowa to domena współczesności. Nie jesteśmy już „child-less” tylko „child-free”.

Dlatego nie dziwi fakt, że obecnie najbardziej preferowanym modelem rodzinnym w Polsce jest model nuklearny (rodzina dwupokoleniowa), czyli rodzice mieszkający z dziećmi.  Według badań CBOS z kwietnia 2019 roku taki model niemal niezmiennie od lat realizuje ok. połowy respondentów (49%). Model rodziny wielopokoleniowej (dziadkowie, rodzice, dzieci) – wybiera ok. 22% i ten wskaźnik nie zmienił się również znacznie na przestrzeni lat.[45] Co ciekawe, o kilka punktów procentowych w stosunku do poprzednich badań wzrosła ilość respondentów, którzy preferowaliby model wielopokoleniowy.[46] 

Generalnie zasada jest następująca – mieszkańcy wsi i małych miasteczek chętniej wybierają model wielopokoleniowy, natomiast mieszkańcy większych miast preferują model nuklearny.

Jakie to ma przełożenie na dzietność? Według najnowszych badań przeprowadzonych przez CBOS „kobiety, które mogłyby spodziewać się wsparcia ze strony najbliższego otoczenia w codziennej opiece nad dziećmi, częściej deklarują zamiar posiadania potomstwa zarówno w krótkiej, jak i dłuższej perspektywie.”[47] Gwarancja takiego wsparcia jest czymś bardzo naturalnym w przypadku rodziny wielopokoleniowej, gdzie do dyspozycji w opiece nad dzieckiem pozostają często dziadkowie.

Model rodziny wielopokoleniowej znacznie częściej jest realizowany w kręgach muzułmańskich lub w krajach, w których generalnie dominuje islam. „Dochowanie” i wsparcie osób starszych jest imperatywem w teologii islamu – dlatego rodzina to często model minimum trzypokoleniowy. Dobrze to widać w książce: „Stambuł. Wspomnienia i miasto” noblisty Orhana Pamuka, opisującego autobiograficzną sagę rodzinną, której członkowie zamieszkiwali kilkukondygnacyjną kamienicę w Istambule. Taka historia nie jest wyjątkiem – w islamie, pomimo postępu cywilizacyjnego i technologicznego, rodzinę rozumie się po prostu szerzej a starszyzna nadal odgrywa ważną rolę i zachowuje dominującą pozycję. Takie ujęcie było również w pewnym stopniu specyfiką rodziny chrześcijańskiej jeszcze kilkadziesiąt lat temu. Obecnie, poza przypadkami bardzo konserwatywnych rodzin, górę zdaje się brać „autonomia” i uniezależnienie od wpływu starszego pokolenia. Ten sposób myślenia w znacznym stopniu wpisuje się w mentalność współczesnych Polaków, także tych deklarujących wiarę katolicką.

Wyobcowanie i ochłodzenie więzów rodzinnych, a raczej ich „redukcja” tylko i wyłącznie do dwóch pokoleń to jednocześnie osłabienie komórki społecznej, jaką jest rodzina a tym samym zmniejszenie szansy na naturalne wsparcie w trudnych sytuacjach. Taką „newralgiczną” sytuacją dla kobiety jest z pewnością poród (zwłaszcza pierwszego dziecka), połóg i wychowanie.

Dlaczego Czechom wyszło?

Czesi są pewnego rodzaju fenomenem, jeśli chodzi o przełamanie „bariery” niskiej dzietności.  Według „Raportu Czeskiego”:

„Czechy są krajem, który w XXI w. osiągnął najwyższy w Europie wzrost dzietności z 1,17 dziecka na kobietę w 2002 r . do 1,71 w 2020 r. Dla porównania dzietność w Polsce wzrosła w tym okresie z 1,25 dziecka na kobietę w 2002 r. do 1,38 w 2020 r". [48]

Wydaje się, że o sukcesie zadecydowały dwa czynniki: po pierwsze duże wsparcie finansowe (w kwocie 60 000 zł), oferowane rodzicom przez państwo od siódmego miesiąca (urlop macierzyński trwa sześć miesięcy) do czwartego roku życia dziecka (każdego i bez względu na status materialny rodziców). Po drugie – postawy prorodzinne Czechów – według tegoż raportu 48% Czechów zgadza się, że posiadanie i wychowanie dzieci jest obowiązkiem wobec społeczeństwa. W Polsce jest to jedynie 22,3%. [49]

Posiadanie dziecka jest zatem w Czechach postrzegane w kategoriach dobra społecznego – fakt, że większość tamtejszych mam wyłącza się z życia zawodowego tuż po urodzeniu dziecka na okres ok. trzech lat, aby potem z impetem do niego wrócić, nikogo nie dziwi i nikogo nie bulwersuje. Rodzice, którzy przez pierwsze lata poświęcają się wychowaniu swoich latorośli (mając jednakże dowolność decyzyjną, ponieważ mogą również skorzystać z opieki instytucjonalnej) nie są postrzegani w kategoriach „sępów”, żerujących na społeczeństwie i obśmianego, PRL-owskiego „czy się stoi, czy się leży”.

Można zatem zaryzykować konkluzję, że w opinii czeskiej dziecko jest dobrem wspólnym i narodową inwestycją. Jest to zasadnicza różnica w mentalności Polaków i Czechów, ponieważ samo stwierdzenie: „dzieci jako obowiązek wobec społeczeństwa” świadczy o tym, że posiadanie i wychowanie dziecka jest w tamtejszym pojęciu czymś w rodzaju formy patriotyzmu.

Czy taki sposób myślenia można przełożyć na polski model?

Stracone pokolenie?

Powyższy raport wskazuje, że stosunek Polaków do wychowywania dzieci odbiega od sposobu myślenia Czechów. Młodzi rodzice w Polsce są zdecydowanie bardziej nastawieni na szybki powrót na rynek pracy i zapewnienia sobie autonomii finansowej.

Jednak, czy samo zagwarantowanie młodym rodzicom stabilności ekonomicznej w postaci dużego wsparcia, powiedzmy, na wzór czeski, dałoby nadzieję na obniżenie statystycznego wieku kobiet planujących pierwsze dziecko i na wzrost wskaźnika dzietności? W jaki sposób przekonać Polaków do podjęcia trudu macierzyństwa i ojcostwa – czy jest to w ogóle możliwe?

Zaryzykowałabym stwierdzenie, że czynnik ekonomiczny ma znaczenie o tyle, o ile potrzeby materialne rodziców i poczucie komfortu nie zostaną obniżone w znaczny sposób w stosunku do poziomu „sprzed dziecka”.

Podsumowując powyższe rozważania jestem zdania, że, aby „wskórać coś” w kwestii zwiększenia dzietności potrzebna jest zmiana mentalna. Trudno, aby taka zmiana dokonała się od razu – nieodzowna jest praca u podstaw w dziedzinie edukacji, uwrażliwiająca uczniów na kwestię macierzyństwa i ojcostwa, działania w dziedzinie szeroko pojętego marketingu (kampanie z udziałem influencerów, promujących taki a nie inny model dzietności plus kampanie mające na celu „łączenie pokoleń”) i działania mające na celu zniwelowanie kryzysu rodzin. Punkt ostatni wydaje się, oczywiście, czystą utopią i brzmi jak zadanie dla krzewicieli ducha wiary. Ingerencja z zewnątrz „nie wskrzesi” rodziny, nie naprawi relacji – niemniej promocja wzorców prorodzinnych przez show biznes, który oddziałuje na pokolenie potencjalnych, przyszłych rodziców zdecydowanie silniej niż „autorytety” mogłaby wiele zdziałać.

Pod warunkiem, że przedstawiciele show biznesu, kształtujący facebookowo-instagramową świadomość Millenialsów i tik-tokowo – instagramową perspektywę generacji Z by się z takim a nie innym system wartości identyfikowali.

A z tym jest różnie, bo trend zmierza bardziej ku identyfikacji z własnym „ja” i „nie określaniem się”, niż z definiowaniem własnej tożsamości poprzez dobro jakiejkolwiek wspólnoty:

„- A sztuka?

- Jest chorobą.

- Miłość?

- Złudzeniem.

- Religia?

- Wytwornym surogatem wiary.

- Jesteś sceptykiem.

- Nie, sceptycyzm jest początkiem wiary.

- Czymże więc jesteś?

- Określać znaczy ograniczać.”

(O. Wilde, “The picture of Dorian Gray”)

 

 

[1] CBOS, KOMUNIKAT Z BADAŃ, Postawy prokreacyjne kobiet, Nr 3/2023, ISSN 2353-5822.

[2] Ewelina Dąbrowska, Ewelina Baryła-Zapała, Malwina Pietrzyk, Łukasz Groblewski, ASM-Centrum Badań i Analiz Rynku, Marzec 2021, s. 44.

[3] Sondaż Ipsos dla portalu OKO.press, https://oko.press/dlaczego-kobiety-nie-chca-miec-dzieci-sondaz

[4] Portal informacyjny, Maria Peszek: we mnie Polski już nie ma [WYWIAD], https://kultura.onet.pl/muzyka/wywiady-i-artykuly/ave-maria-maria-peszek-we-mnie-polski-juz-nie-ma-wywiad-z-artystka/qm4z3cl?utm_source=plejada.pl_viasg_kultura&utm_medium=referal&utm_campaign=leo_automatic&srcc=undefined&utm_v=2

[5] Portal informacyjny, Doda dla „Wprost”: Nie chcę mieć dzieci. Nie mam instynktu macierzyńskiego, https://www.wprost.pl/tylko-u-nas/10203928/doda-dla-wprost-nie-chce-miec-dzieci-nie-mam-instynktu-macierzynskiego.html

 

[6] Portal informacyjny, Anna Cieślak o braku dzieci: nie czuję się niespełnioną kobietą, https://kobieta.onet.pl/wiadomosci/anna-cieslak-o-zwiazku-z-edwardem-miszczakiem-i-braku-dzieci/r9pcy4h

[7] Serwis Pomponik, Blanka Lipińska nie chce mieć dzieci. Teraz już wiadomo, dlaczego…, https://www.pomponik.pl/plotki/news-blanka-lipinska-nie-chce-miec-dzieci-teraz-juz-wiadomo-dlacz,nId,5336563

[8] Portal Viva.pl, Zdaję sobie sprawę, że czas leci. [...] Ale nie mam takiego obowiązku, żeby zostać mamą, https://viva.pl/ludzie/wywiady-vivy/agnieszka-wozniak-starak-nie-chce-miec-dzieci-dziennikarka-o-macierzynstwie-wywiad-33210-r3/

[9] Portal Pudelek, Ewa Chodakowska tłumaczy, dlaczego NIE CHCE mieć dzieci: "Nie jestem gotowa na TAKI HEROIZM", https://www.pudelek.pl/ewa-chodakowska-tlumaczy-dlaczego-nie-chce-miec-dzieci-nie-jestem-gotowa-na-taki-heroizm-6660780080347712a_gl=1*1xm6qck*_ga*OTg1NTU0MzI3LjE2NzUwMDczMzA.*_ga_48J0V8GDYW*MTY3NTA4NzIwMi4yLjEuMTY3NTA4NzI3Ni4wLjAuMA..,

 

[10] Blog Dr.Max, Instynkt macierzyński – kiedy się pojawia?, https://www.drmax.pl/blog-porady/instynkt-macierzynski-kiedy-sie-pojawia

[11] Poradnik o tematyce zdrowotnej, Oksytocyna - hormon miłości, https://www.poradnikzdrowie.pl/zdrowie/hormony/oksytocyna-hormon-milosci-aa-8qYE-YTPu-FZhw.html

[12] The Christian Science Monitor, Why do people want to eat babies? Scientists explain., https://www.csmonitor.com/Science/2013/0923/Why-do-people-want-to-eat-babies-Scientists-explain

[13] Portal Nordbayern, Warum riechen Babys nur so gut? Experten erklären den unwiderstehlichen Geruch von der Abteilung für Psychotherapie und Psychosomatische Medizin an der Technischen Universität Dresden, https://www.nordbayern.de/panorama/warum-riechen-babys-nur-so-gut-experten-erklaren-den-unwiderstehlichen-geruch-1.11425427

[14] NIH National Library of Medicine, National Center for Biotechnology Information, https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC5574933/

[15] Dr hab. Andrzej Max, Magazyn Weterenaryjny, Instynkt macierzyński i jego zaburzenia u suk i kotów, 2013.

[16] Tamże

[17] Tamże

[18] Tamże

[19] Portal parentingowy, Zamiast więzi z dzieckiem, dostałam nienawiść i chęć zrobienia mu krzywdy, https://parenting.pl/zamiast-wiezi-z-dzieckiem-dostalam-nienawisc-i-chec-zrobienia-mu-krzywdy

[20] Encyklopedia PWN, https://encyklopedia.pwn.pl/haslo/feminizm;3900322.html

[21] Słownik Języka Polskiego PWN, https://sjp.pwn.pl/sjp/meskosc;2482702.html

[22] K. Arcimowicz, Kryzys męskości czy szansa dla mężczyzn?: przegląd problematyki badań, 2014.

[23] Tamże.

[24] T. Tomasik, W poszukiwaniu zaginionej tożsamości: kryzys męskości a literatura, 2018, s. 82.

[25] Portal PropertyNews.pl, Milenialsi coraz dłużej mieszkają z rodzicami, https://www.propertynews.pl/mieszkania/milenialsi-coraz-dluzej-mieszkaja- z-rodzicami,111388.html

[26] Portalspożywczy.pl, Mężczyźni dłużej mieszkają z rodzicami, https://www.portalspozywczy.pl/technologie/wiadomosci/mezczyzni-dluzej-mieszkaja-z-rodzicami,212999.html

[27] Tamże.

[28] Zofia Bańdur, Kryzys męskości i ojcostwa w polskich uwarunkowaniach., 2016, s. 71.

[29] Zofia Bańdur, Kryzys męskości i ojcostwa w polskich uwarunkowaniach., 2016, s. 76.

[30] Ewelina Dąbrowska, Ewelina Baryła-Zapała, Malwina Pietrzyk, Łukasz Groblewski, ASM-Centrum Badań i Analiz Rynku, Marzec 2021, s. 51.

[31] Ewelina Dąbrowska, Ewelina Baryła-Zapała, Malwina Pietrzyk, Łukasz Groblewski, ASM-Centrum Badań i Analiz Rynku, Marzec 2021, s. 52.

[32] Strefa Psyche Uniwersytetu SWPS, Rozwód - 10 przykazań dla rodziców, https://web.swps.pl/strefa-psyche/blog/posty/5791-rozwod-10-przykazan-dla-rodzicow?dt=1676821916892

[33] Portal wyborcza.pl, Czy kochamy swoje zwierzęta bardziej niż partnerów? Najnowsze badania, https://wyborcza.pl/7,75400,26833441,czy-kochamy-swoje-zwierzeta-bardziej-niz-partnerow-najnowsze.html?disableRedirects=true

[34] Klub Jagielloński, Milenialsi kochają zwierzęta bardziej niż własną matkę. Jak psiary i kociary zmieniają społeczeństwo?, https://klubjagiellonski.pl/2022/06/02/milenialsi-kochaja-zwierzeta-bardziej-niz-wlasna-matke-jak-psiary-i-kociary-zmieniaja-spoleczenstwo/

[35] Portal poświęcony ochronie praw zwierząt, Kupiłaś szczeniaka? Nie możesz się nazywać feministką, https://www.psy.pl/artykuly/prawdziwe-historie/kupilas-szczeniaka-nie-mozesz-sie-nazywac-feministka

[36] Portal katolicki Więź, Zwierzęta – nasi mniejsi bracia, https://wiez.pl/2018/02/09/zwierzeta-nasi-mniejsi-bracia/

[37] Klub Jagielloński, Milenialsi kochają zwierzęta bardziej niż własną matkę. Jak psiary i kociary zmieniają społeczeństwo?, https://klubjagiellonski.pl/2022/06/02/milenialsi-kochaja-zwierzeta-bardziej-niz-wlasna-matke-jak-psiary-i-kociary-zmieniaja-spoleczenstwo/

[38] Portal Kobieta po 30, Bachor, czyli jak ja nienawidzę dzieci, https://kobietapo30.pl/bachor-ja-nienawidze-dzieciakow/

[39] Mirror, This Morning fans in shock as woman tearfully marries her dog after giving up on men, https://www.mirror.co.uk/tv/morning-fans-shock-woman-reveals-18798920

[40] Merkur.de, "Miau, ich will": Mann heiratet seine Katze, https://www.merkur.de/deutschland/miau-will-mann-heiratet-seine-katze-zr-746518.html

[41] Klub Jagielloński, Milenialsi kochają zwierzęta bardziej niż własną matkę. Jak psiary i kociary zmieniają społeczeństwo?, https://klubjagiellonski.pl/2022/06/02/milenialsi-kochaja-zwierzeta-bardziej-niz-wlasna-matke-jak-psiary-i-kociary-zmieniaja-spoleczenstwo/

[42] Klub Jagielloński, „Nie chcę mieć dzieci, bo walczę z przeludnieniem i zmianami klimatu”. Antynatalizm staje się coraz bardziej popularny, https://klubjagiellonski.pl/2021/09/01/nie-chce-miec-dzieci-bo-walcze-z-przeludnieniem-i-zmianami-klimatu-antynatalizm-staje-sie-coraz-bardziej-popularny/

[43] Tamże.

[44] Dziennik Gazeta Prawna, Albo klimat, albo dzieci. Ekologiczny antynatalizm coraz bardziej popularny, https://serwisy.gazetaprawna.pl/ekologia/artykuly/1422772,dzieci-sa-zlym-wyborem-bo-klimat-to-rzecz-wazna.html

[45] CBOS KOMUNIKAT Z BADAŃ, Preferowane i realizowane modele życia rodzinnego, Nr 46/2019, ISSN 2353-5822.

[46] Tamże.

[47] CBOS, KOMUNIKAT Z BADAŃ, Postawy prokreacyjne kobiet, Nr 3/2023, ISSN 2353-5822.

[48] instytutpokolenia.pl, Raport: Czeski sukces demograficzny, 2022.

[49] Tamże.

bottom of page