top of page
Balcerowski.jpg

zawodowo związany z trzecim sektorem. Jego zainteresowania badawcze obejmują przede wszystkim bezpieczeństwo publiczne i ekonomiczne. W przeszłości realizował szereg projektów zarówno w sektorze publicznym jak i prywatnym. Absolwent Instytutu Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego oraz Kolegium Gospodarki Światowej SGH. Stypendysta na Wydziale Zarządzania Uniwersytetu im. Radbouda w Holandii.
Absolwent Executive MBA University of Quebec at Montreal. Wykładowca,
społecznik m.in. wolontariusz Fundacji im. Cichociemnych Spadochroniarzy AK,
z którą jest rodzinnie związany.

dr Piotr Balcerowski

O pojęciu Nacjonalizm. Wprowadzenie. Część I

I. Wstęp

„Naprawę państwa należy zacząć od naprawy pojęć” - Konfucjusz

„[Współcześnie]zmienił się w potocznym języku status słowa „nacjonalizm”. Przed wojną było to normalne samookreślenie się polityczne, które ktoś mógł przyjmować lub nie, ale nikogo ono nie dziwiło, ani z założenia nie gorszyło. Dzisiaj natomiast słowo nacjonalizm stało się bad term, oskarżeniem, desygnacją wroga publicznego (hostis) i wykluczeniem. I to trzeba zmienić, przywrócić mu neutralny sens i status – prof. Władysław Bartyzel

W poniższym tekście podzielonym na dwie główne części, będę chciał zarysować historię pojęcia narodowości i nacjonalizmu oraz spróbować ująć w ramy teoretyczne to, co sprzyja rozwojowi narodu. A contrario, w drugiej części, będę chciał przedstawić główne czynniki niesprzyjające jego trwaniu i rozwojowi. Ten zarys myśli jest wprowadzeniem do szerszych badań zjawiska, które planujemy badać i opisywać na łamach CASN.

Tytułem wstępu i w największym skrócie najconalizm jest przede wszystkim doktryną polityczną, która choć niedoskonała, w najlepszy sposób przyczynia się do urzeczywistnienia fundamentalnych celów każdej wspolnoty politycznej, tj. sprawiedliwości, efektywności/dobrobytu, harmonii i jak dodają wierzący nacjonaliści, „chwały bożej”, składających się na dobro wspólne. Wedle założeń dokrtyny nacjonalistycznej nie można skutecznie go realizować nie opierając się na konkretnym („spokrewnionym” mówiąc prof. Konecznym czy prof. Wolniewiczem) etnosie połączonym „wspólną pamięcią, ziemią, językiem i wiarą”.

Współcześnie, na skutek aktywności „liberalno-demokratycznych” (a wcześniej komunistycznych) sił politycznych, nacjonalizm jest dyskredytowany przede wszystkim na trzech polach. Primo, jako „groźny”, w swej najłagodniejszej wersji „zatruwający wspólnotę nienawiścią”, zaś najostrzejszej przygotowujący do Holocaustu 2.0. Secundo, jako nieatrakcyjny intelektualnie i moralnie (wsteczny, zakłamany, antychrześcijański, nieprzyjazny etc.). Tertio, pośrednio w konsekwencji poprzedniego, jako antykreatywny, demotywujacy do rozwoju, również dobrobytu etc. Obszarów dyskredytacji jest naturalnie więcej, niemniej są one de facto podgrupami trzech głównych pseudoargumentów, z pewnymi wyjątkami oczywiście. O nich więcej napiszę w rozwinięciu tej pracy.

Tymczasem, pragnę jeszcze zwrócić uwagę na zjawisko „przesunięcia pojęć”, które będę rozwijał w tekście. Jak wiemy od Arystotelesa, każdy z modelowych ustrojów (monarchia, arystokracja, demokracja) posiada swe zwyrodnienia. Mądry i sprawiedliwy monarcha może „zwyrodnieć” stając się despotycznym tyranem, „rządy najlepszych” mogą przekształcić się w rządy oligarchiczne zaś rządy statecznego ludu w rządy tłumu. Nie inaczej jest z nacjonalizmem, nawet jeśli jest on zagadnieniem z pogranicza ideii i doktryny a nie formą ustrojową sensu stricte. Zwyrodniałą formą nacjonalizmu jest szowinizm, który faktycznie żywi się przede wszystkim nienawiścią do innych zamiast miłością do swojej kultury i potencjałów. Szowinizm ma też „swoje na sumieniu” w postaci choćby kolonialnego podboju tudzież zbrodniczego nazizmu, ale nie jest to doświadczenie polskie (chyba że w roli ofiary). Takie manipulacyjne przesunięcie semiotyczne jest co do zasady nieuprawnione, w szczególności w polskim kontekście nie tylko ze względu na wspomniany fakt doświadczenia szowinizmu niemieckiego i rosyjskiego (a pośrednio żydowskiego), ale również ze względu na szczególny katolicki rys polskiego nacjonalizmu.

W każdym razie, analizując współcześnie poszczególne (successful) case studies, można odnieść wrażenie, iż nacjonalizm zachowuje swą żywotność, tyle, że jest dość ekskluzywny, rzec by można, „dla wybranych”, którzy dają sobie prawo i nie widzą nic wstecznego i niepokojącego w tym, aby określona grupa ludzi sub sole, w swej zdecydowanej większości pośrednio powiązana „więzami krwi”, o podobnym kolorze skóry etc., chce żyć tak, jak wyraził to przedstawiciel narodu żydowskiego Beniamin Netanjahu: „Żydzi to jedyny naród żyjący w kraju nazywającym się tak samo jak 3000 lat temu, na tych samych ziemiach, z tym samym językiem i z tą samą wiarą” nakreślając tym samym bardzo podstawowe wymogi dotyczące funkcjonowania narodowej wspólnoty.

Zaś jego rodak, znany dość dobrze w Polsce dr Lejba Fogelman tak w sumie twórczo i pięknie idee nacjonalizmu (żydowskiego) rozwinął mówiąc w programie „Jank&Kozak" m.in.: „Jestem Żydem przede wszystkim. To jest to czym ja jestem w świecie...Bycie Żydem to jest wszystko, to jest światopogląd, to jest jakby wspólnota pamięci, wspólnota przeznaczenia, wspólnota celu (…) Przynależność narodowa jest bardzo ważna (…)”

 

W tej z wielu względów bardzo interesującej poznawczo rozmowy („co myśmy musieli tyle lat robić bez wódki...”), której wysłuchanie wszystkim polecam, oprócz w/w wspólnot będących paliwem dla zbożnego nacjonalizmu, wysłuchujemy jeszcze szereg innych zdroworozsądkowych i potrzebnych nam do dzisiejszych rozważań uwag, takich jak: „Uważam że społeczeństwa nie są w stanie funkcjonować dobrze bez kolektywnego etosu, jeżeli nie jest on internalizowany przez odpowiednią ilość ludzi, a ten kolektywny etos to jest ta kultura, ta świadomość (narodowa – PB). Bez tego nie da się dobrze zorganizować społeczeństwa bo inaczej trzeba rządzić autorytarnie....kapitał ma narodowość, bo ten kapitał do kogoś przynależy. A ten do kogo przynależy myśli w taki czy inny sposób, ma takie zachowania czy lojalności...”

II. Geneza i definicja narodu. „Tak, Polska dla Polaków! A dla kogo innego?” - prof. JM Chodakiewicz

Bezpośrednim impulsem do napisania tej pracy była środowiskowa styczność z jednym z antynarodowych „argumentów” z grupy wyjątkowej, o której wspominałem wcześniej. Nazywam je roboczo typowo „hagadowymi”. Otóż grupa znajomych, z przejęciem godnym innej sprawy, przekownywała mnie, iż naród polski to stosunkowo „bardzo młode zjawisko”. I jeszcze na początku XX wieku, jakby zapytać statystycznego włoscianina jakiej jest narodowości to...Jednocześnie tym zapewnieniem towarzyszyły tylko lekko ukrywane sentymenty do narodu, znaczy się narodów, mających 3000 lat. W tym przykładzie żadnych wątpliwości nie odnotowano, narody te naturalnie „od zawsze” spełniały wszystkie współczesne kryteria zaś wszelkie wątpliwości (jak chociażby niemały dorobek intelektualny diaspory w USA z przełomu XX w. gromadzący na użytek bieżącej polityki amerykańskiej argumentację, iż w skrócie „żydowskość to wyznanie, nie narodowość” a zatem nie mogą być traktowani jak mniejszośc narodowa etc) były w dyskusji skrzętnie pomijane.

Ten rodzaj (pseudo)argumentu, z grupy wyjątkowej (nie utożsamiającej nardowości jako złej w samej sobie) nazwałbym roboczo argumentum ad puerillis względnie argumentum ad artificium czyli de facto zabiegiem erystycznym odwołującym się do pozbawienia przeciwnika zakorzenienia, odwołania do długiej tradycji będącej źródłem siły. Na niewypowiedzianym wprost mniemaniu, iż do narodowości to może maja prawa wybrani, ale przecie nie takie ahistoryczne „byle co…”.

I o ile proces wykształcania się narodów europejskich i doktryny nacjonalistycznej jest faktycznie procesem złożonym i długotrwałym (najciekawiej zagadnienie jest opisane w polskiej politologii przez prof. Jacka Bartyzela i Adama Wielomskiego) i niestety nie miejsce tu na opisanie całej tej złożoności, z cała pewnością, mówiąc tym pierwszym, „kilka pokoleń nacjonalistów było nimi faktycznie, nie wiedząc o tym”.

Współcześnie przyjęło się, iż o nacjonalizmie mówi się od czasów rewolucji (anty) francuskiej. Dla mnie jest to o tyle ścisłe, o ile dotyczy kryterium masowości tj. zniesienia (przynajmniej nominalnie) ograniczenia w życiu politycznym. Ale z faktu, iż z czasem to krwawe wydarzenie doprowadziło do upodmiotowienia mas, nie można wyciągać wniosku, iż do wykształcania się podstaw narodu nie dochodziło znacznie wcześniej, przed wiekami. Np. przecież z faktu, iż młody, 18 letni Żyd w X wieku, nie miał „prawa wyborczego” do wyboru rabina czy władz swojej wspólnoty, nie wynika jeszcze, iż przestawał być Żydem. W Polsce, choć później od czasów antycznych, historyczny naród w sensie politycznym dotyczył (podobnie jak na „całym cywilizowanym świecie”) po prostu węższej grupy, elity tj. szlachty. Ale wymiar polityczny nie był przecież jedynym dla kształtowania się narodu, to jest grupy ludzi mieszkających na ziemiach polskich od dziada pradziada, katolików, emocjonalnie związanych jeśli nie z całym krajem to na pewno z własna ziemią i co bardzo ważne dla naszych rozważań, organizujących swoje wyobrażenie o życiu społecznym w oparciu o katolicka antropologię i tym samym odpowiedzialnych za swoją rodzinę i najbliższą wspólnotę. Tak o tych procesach pisze prof. Chodakiewicz „sama koncepcja wywodzi się co najmniej z antyku. Biblia jest naszym punktem odniesienia, Bóg stworzył bowiem plemienia i narody. A potem w średniowieczu wykształcił się naród historyczny, czyli w polskim (czy węgierskim) kontekście – rycerstwo, szlachta.”

Słusznym zatem wydaje się odwoływanie do kategorii narodu w najszerszym jego rozumieniu w związku z dwoma fundamentalnymi wydarzeniami dla jego formacji tj. przyjęcia Chrztu Polski oraz koronacji pierwszego króla Polski, jak czynił to chociażby święty in spe kardynał tysiąclecia Stefan Wyszyński, kiedy w 1966 roku mówił: „Dla nas po Bogu, największa miłość to Polska! Musimy po Bogu dochować wierności przede wszystkim naszej Ojczyźnie i narodowej kulturze polskiej. Będziemy kochali wszystkich ludzi na świecie, ale w porządku miłości. Po Bogu więc, po Jezusie Chrystusie i Matce Najświętszej, po całym ładzie Bożym, nasza miłość należy się przede wszystkim naszej Ojczyźnie, mowie, dziejom i kulturze, z której wyrastamy na polskiej ziemi. I chociażby obwieszczono na transparentach najrozmaitsze wezwania do miłowania wszystkich ludów i narodów, nie będziemy temu przeciwni, ale będziemy żądali, abyśmy mogli żyć przede wszystkim duchem, dziejami, kulturą i mową naszej polskiej ziemi, wypracowanej przez wieki życiem naszych praojców.”

Odnośnie zaś koronacji, podobnież uchwyca istotę rzeczy nasz święty in spe, kiedy mówi „Przypomina mi się tak wspaniale przedstawiony w powieści Gołubiewa „Bolesław Chrobry” i Parnickiego „Srebrne orły” fragment. Oto cesarz Otto III kusi Bolesława Chrobrego, czyni go patrycjuszem rzymskim i chce go ściągnąć do Rzymu. Ale król nie dał się wyciągnąć z Polski, z ubogiego Gniezna, na forum rzymskie. Został w swoim kraju, bo był przekonany, że jego zadanie jest tutaj. Naprzód umocnić musi swoją ojczyznę, a gdy to zrobi, pomyśli o innych, o sąsiadach.” Choć oferta chyba jednak była jedynie fikcją literacką, to jeśli popatrzeć na fakty historyczne, to przecież koronacja Chrobrego niejako wbrew Cesarzowi, miała swe źródła w faworyzowaniu przez tego ostatniego swoich ziomków, zamieszkujących strony cesarskie, mówiących w języku cesarza, ludzi „innej narodowości”. Te okoliczności wyrażają istotę rzeczy konstytutywną dla powstania narodu polskiego tj samostanowienia. Tak o tym fenomenie pisał prof. Chodakiewicz „Samostanowienie narodów napędza nacjonalizm. Bez tego nie ma impulsu, aby uznać, że wolność czy niepodległość zbiorowości zwanej „narodem” jest warunkiem sine qua non, aby taki byt istniał i prosperował. Naród jako organizacja nie ma sensu bez masowego poparcia dla takiego bytu. Nacjonalizm jest bowiem ideologią kolektywistyczną. Oznacza organizację społeczeństwa według zasady wspólnoty języka, obszaru geograficznego, kultury, religii i historii. Nacjonalizm uzewnętrznia się przekonaniem, że ze wspólnoty tradycji, instytucji i wierzeń wynika pewna możliwa do zdefiniowania wspólnota interesów. Zapewni ona harmonijny rozwój wewnętrzny narodu, chociaż nie musi być przyczyną konfliktu zewnętrznego z narodem ościennym.”

Jednocześnie taki impuls ideowy jest w stanie wytworzyć ustrój społeczny, który jest ustrojem umiarkowanie indywidualistycznym, merytokratycznym i hierarchicznym. Ale jednocześnie sprzyja spójności i jednolitości kulturowej i etnicznej społeczeństwa. W takim społeczeństwie klasy społeczne mogą współżyć względnie harmonijnie istnieją bowiem dodatkowe mechanizmy ograniczające skrajny indywidualizm członków elity. Silna tendencja do tworzenia tego typu społeczeństw istniała na zachodzie przynajmniej od średniowiecza, choć wiele jego elementów można odnaleźć już w klasycznych cywilizacjach, jak np. republika rzymska. Od schyłku cesarstwa rzymskiego ideał hierarchicznej harmonii jest rdzeniem programu społecznego Kościoła Katolickiego i w najwyższej postaci został urzeczywistniony w średniowieczu, również w Polsce.

Podsumujmy zatem najważniejsze kwestie. Początek rozwoju narodu polskiego i idei porządkującej jego rozwój tj. nacjonalizmu a tym samym proces rozwoju polskiej narodowości jest ściśle powiązany z chrztem Polski i powstaniem państwowości polskiej, które współkształtowała ludzi znad Wisły do tego stopnia, iż postanowili być Polakami bez suwerennej państwowości i będąc poddawanym szykanom religijnym. I choć naród taki nie był etniczny (w sensie najściślejszym, bowiem w szerszym ujęciu jednak zbliżał ludzi z bliskich sobie okolic geograficznych i w pewnym sensie kulturowych – Gente Ruthenus, natione Polonus), zaś tylko jego część miała prawa i przywileje polityczne, możemy przyjąć, iż w całym królestwie do pewnego stopnia, każdy mieszkaniec historycznej Polski identyfikował się z podobnymi sobie (zwłaszcza w wymiarze religijnym) oraz z monarchą jako emanacją i symbolem systemu.

Brak monarchy i państwowości polskiej przez ponad wiek tylko potwierdził siłę tej identyfikacji. Determinacja w jej utrzymaniu wynikała nie tylko z sentymentów, ale również z przekonania, iż model w którym rządzą daną wspólnotą ludzie organicznie z nią związani, nie zaś niejako przysłani z zewnątrz jest dla wspólnoty najlepszy. Jest zgodny z porządkiem rzeczy, zdrowym rozsądkiem, zaś wierzący dodaliby i wolą Boga. Skoro przy Bogu jesteśmy raz jeszcze oddajmy głos kard. Wyszyńskiemu, który tak ujmował kwestię pomyślności nas wszystkich: „Jakże wielka jest więc odpowiedzialność za nasze miejsce tutaj i za wypełnienie wszystkich obowiązków, które ciążą dziś na Narodzie polskim. Abyśmy jednak mogli wypełniać swoje zadania, niezbędna jest suwerenność narodowa, moralna, społeczna, kulturalna i ekonomiczna! Każdy Naród pracuje przede wszystkim dla siebie, dla swoich dzieci, dla swoich rodzin, pracuje dla swoich obywateli i dla własnej kultury społecznej. A chociaż dzisiaj tak jest, że pełnej suwerenności między narodami powiązanymi różnymi układami i blokami nie ma, to jednak są granice dla tych układów, granice odpowiedzialności za własny Naród, za jego prawa, a więc i za prawo do suwerenności.”

Skoro wiemy w zarysie jak powstał naród, co go spaja i co jest przyczyna jego wzrostu, zastanówmy się, a contrario, co powoduje, iż narody słabną a czasami wręcz zanikają.

 

III. U źródeł dekonstrukcji

 

Brak spoistości narodowej

Zarówno nasza historia jak i zdrowy rozsadek podpowiada nam, iż istnienie mniejszości narodowej jest utrudnieniem, gdyż niemożliwe jest osiągnięcie jedności, wytworzenia kolektywnego etosu o którym wspominał Lejba Fogelman. Istnienie takiej mniejszości, ni mniej ni więcej, oznacza, iż ta grupa ceni sobie wyżej swoją kulturę narodową i świadomie nie chce z niej rezygnować. Dodatkowo wreszcie sprawa „niewykorzystanych szans” to jest nienaturalnej sytuacji, w której nie wykorzystujemy swojego „przyrodzonego” potencjału de facto tylko ze względu na narodowość. Jednak taka sytuacja wydaje się naturalnym kosztem związanym z koniecznością utrzymania ładu we wspólnocie narodowej w której elitę konsystuje emanacja większości a nie mniejszości narodowej.

Większość mniejszości uznaje ten porządek rzeczy, nie powodując napięć społecznych, ale nie wszystkie. Niektóre nie chcąc poddawać się regule narodowej dążą do takiego przeformatowania zasad życia społecznego, które nie będzie stawiało im żadnych ograniczeń. Naturalnie oznacza to odrzucenie idei państwa narodowego i promocje multikulturalizmu. Tak o tym problemie i o tym czy „Chincyki trzymają się mocno” ;-) pisał prof. Kevin Macdonald: „I Żydzi, i zamorscy Chińczycy, są wysoce inteligentni i przedsiębiorczy, lecz zamorscy Chińczycy nie uformowali wrogiej kulturalnej elity w krajach Azji południowo-wschodniej, gdzie głównie się osiedlili i nie koncentrują się na posiadaniu mediów czy konstruowaniu kultury. Nie czytamy o chińskich ruchach kulturowych propagowanych w liczących się uniwersytetach i organizacjach medialnych, które poddają tradycyjną kulturę południowo-wschodnich Azjatów i anty-chińskie odczucia radykalnej krytyce, czy o chińskich organizacjach prowadzących kampanię na rzecz usuwania rodzimych symboli kulturowych i religijnych z miejsc publicznych”.

Te sprawy komplikują się jeszcze bardziej, jeśli weźmiemy pod uwagę, że mogą też zachodzić naturalne konflikty lojalności między państwem w którym mniejszości zamieszkują zwłaszcza w sytuacji, kiedy państwo macierzyste mniejszości ma z nim konflikt interesów. Mieliśmy w Polsce dość wymowny przykład działalności mniejszości niemieckiej i żydowskiej (dotyczy zwłaszcza tej części, która za swą ojczyznę traktowała ZSRR) przed i w czasie II wojny światowej. Współcześnie, obserwując zachowanie części mniejszości, zwłaszcza żydowskiej, można również odnieść wrażenie o wyraźnym konflikcie interesów o czym szerzej napiszę w dalszej części pracy.

Brak spoistości religijnej

Wydaje się, iż dla spójności wspólnoty ważnym czynnikiem jest też perspektywa eschatologiczna będąca dopełnieniem życia ziemskiego. W Polsce w wymiarze społeczno-politycznym odegrała ona szczególną rolę ze względu na łatwość w odróżnieniu od zaborców (protestantów, prawosławnych, wojujących ateistów) oraz Żydów. Kościół odegrał szczególną rolę w zachowaniu polskiej idei narodowej i przyczynił się do ugruntowania teoretycznego tzw. nacjonalizmu chrześcijańskiego, którego twórcami byli wybitni myśliciele duchowni oraz świeccy. Przedstawiciel tej pierwszej grupy, o. Józef Maria Bocheński z Zakonu Kaznodziejów tak m.in. pisał o  „To czym jesteśmy duchowo (a jest to czynnik w człowieku najważniejszy), jest w znacznej mierze Polski zasługą; żadna rodzinna, gmina, dzielnica, a także – zdaniem piszącego te słowa – Europa jako całość, nie mogą się równać z nią wpływem....Do Ojczyzny podchodzić możemy dwojako: jak do czegoś bardzo nam bliskiego (ojcowskiego) i jako pewnego narzędzia i odblasku boskiej chwały, z którym jesteśmy szczególnie związani. Te dwa podejścia opierają się z punktu widzenia katolickiego ostatecznie na tej samej podstawie, a mianowicie na miłości ku Bogu, którego nasza Ojczyzna jest narzędziem i którego chwalę reprezentuje.” Z kolei Roman Dmowski z „drugiej grupy” teoretyków nacjonalizmu, pisał „Katolicyzm nie jest dodatkiem do polskości, zabarwieniem jej na pewien sposób, ale tkwi w jej istocie, w znacznej mierze stanowi jej istotę. Usiłowanie oddzielenia u nas katolicyzmu od polskości, oderwania narodu od religii i od Kościoła, jest niszczeniem samej istoty narodu.”

 

Wydaje się, iż pomimo upływu czasu ten podział się utrzymuje i osoby będące kulturowo poza Kościołem Katolickim są orędownikami idei antynarodowych.

Brak spoistości etnicznej

Już w latach siedemdziesiątych, były szpieg KGB Jurii Bezimienow, pisał w swej pracy poświęconej tajnikom działalności wywrotowej KGB, iż kwestie rasowe, obok narodowych i religijnych, mają swój dodatkowy „potencjał zapalny” i dlatego chętnie są używane do osłabiania poprzez mulitkulturyzowanie/etnizowanie względnie jednolitych narodów. „Doskonale wiemy, że żadne rasy czy jednostki nie są równe pod żadnym względem. Mamy świadomość, iż każda nacja ma swój specyficzny charakter, zdolności, tradycje, mentalność i umiejętność uczenia się oraz indywidualne tempo rozwoju.” W Polsce, te oczywistości dostrzegał już prof. Koneczny, kiedy pisał „Naród nie może się wytworzyć inaczej, jak tylko z ludów pokrewnych, lecz do narodowości już wytworzonej i historycznie rozwiniętej, mogą się przyłączać (oczywiście dobrowolnie) ludy także nie pokrewne, lecz sąsiednie.”

O ile powyższe braki mają pewne znaczenie (mniejsze bądź większe w zależności od skali zasobów osobowych, finansowych, intelektualnych etc) to w dalszym ciągu odczytując „na opak” nasze definicyjne zapisy, do najważniejszych należy zaliczyć te związane z morale, racjonalnością i bezpośrednim interesem materialnym uzasadniającym, dlaczego warto być Polakiem. Można by rzec, iż już od czasów antycznych, spowodowanie z kolei braków w tych obszarach u wrogów to nie tylko elementarz wojny psychologicznej, ale i „klucze do sukcesu”. Warto pamiętać, iż najważniejszym kluczem jest oczywiście sfera idei, do której w najszerszym ujęciu polskość zaliczamy. Historycznie rzecz ujmując, niewiele jest sfer życia człowieka za które gotowy by był zaryzykować/poświecić swoje szczęście lub życie. Za kluczowe przekonania ideowe już tak („...co nam obca przemoc wzięła szablą odbierzemy”)

Brak morale

Częścią sfery idei jest tzw. morale. Morale to w największym skrócie najgłębsze etyczne przekonanie o słuszności określonych wartości i gotowość do poświęceń dla ich obrony. Im większa duchowość danego narodu im szersza perspektywa eschatologiczna tym gotowość do poświęcenia jest większe, dlatego zawsze warto pamiętać o przestrodze kard. Tysiąclecia “Jeśli przyjdą zniszczyć ten Naród, zaczną od Kościoła, gdyż Kościół jest siłą tego narodu”. Ale morale „lepi się” się również z innych inspiracji, przede wszystkim wojskowych, czyli m.in. brak kompleksów wobec przeciwnika (nawet jeśli ma przewagę), dużą odporność psychiczna (m.in. na destrukcyjne oddziaływanie przeciwnika) i wiara w zwycięstwo.

Psychologowie twierdza, że poczucie prawości moralnej jest istotnym składnikiem szacunku do siebie, a szacunek ten należy do czynników motywujących, które uczestniczą w procesach kształtowania się tożsamości społecznej. Dlatego jednym z kluczowych elementów osłabiania morale jest obniżanie własnej wartości (na poziomie indywidualnym i grupowym) danego narodu poprzez wywoływanie niekorzystnych analogii historycznych lub winy historycznej (tzw. pedagogika wstydu). O ile z „polinische wirthschaft” w zasadzie już się uporaliśmy zamykając buzie propagandystom, o tyle próby plamienia polskiego honoru jeszcze, miejmy nadzieję już niedługo, trwają.

Ale to zjawisko jest nieco szersze i zdaje się w obecnych okolicznościach to głównie na Polsce będzie spoczywać obowiązek opowiadania go światu cywilizacji łacińskiej. Oddaję głos prof. Kevinowi Macdonaldowi: „...z punktu widzenia interesu kolektywistycznej grupy mniejszości narodowej, takiej jak Żydzi, najlepszym sposobem zniszczenia Europejczyków (narodów europejskich - PB) jest przekonanie ich, ze są bankrutami moralnymi. Następstwem odrazy moralnej uruchamiającej odruch wymierzenia kary altruistycznej będzie ogólny rozpad kultury zachodu a w ostatecznym rozrachunku jej wymazanie jako uchwytnej wspólnoty etnicznej. Dlatego intelektualiści żydowscy niezmordowanie rozwijają z jednej strony ideologie wyższości moralnej i ich dziejowej, niezawinionej krzywdy, z drugiej zaś nie ustają w podważeniu moralnej prawowitości zachodu.”

Brak ultima ratio

Starożytni Chińczycy podbijający ościenne narody w swej (meta) socjotechnicznej triadzie starali się przekonać elity wrogów, iż (i) ich opór nie ma sensu, bowiem zostanie prędzej czy później złamany („jest nieracjonalny”); (ii) ulegając, będą mogli zachować twarz (pewne emblematy dawnej władzy np. flagę/godło, język etc.); (iii) ulegając, będą mogli poprawić swój indywidualny stan materialny

Ale oczywiście ze względu na uwarunkowania 2.0 tj. min umasowienia metody działań współczesnych narodów imperialnych, podbijających inne są bardziej rozbudowane. Poza starymi pogróżkami i przynętami, dekonstrukcją systemu wartości opartego na wartościach religijnych i narodowych oferują szereg nowych.

Szerzej większość tej „oferty” omówię przy okazji analizy głównych argumentów legalizujących a używanych w narracji środowisk de facto antypolskich, teraz zaś wspomnę jedynie o wolności, redukowaniu życia duchowego na rzecz życia impulsywnego koncentrującego się na jak najczęstszym doświadczaniu przyjemności i nieodległym od tego konsumpcjonizmie.

Człowiek obdarty z silnej tożsamości indywidualnej i grupowej, pozbawiony osadzenia w dziejach rodowych i wspólnotowych, bez perspektywy echatologicznej, pozbawiony licznej rodziny, skupiony na kolekcjonowaniu przyjemności na które go nie stać (kredyt) i całkowicie niegotowy na ból i poświecenie, jest z punktu widzenia wojny psychologiczno – informacyjnej „pokonany” bowiem jest szalenie plastyczny, podatny na manipulację.

 

IV. Zakończenie

Bez wątpienia zarówno pojęcie nacjonalizmu jak i jego podstawa tj. naród polski jest ideą/doktryną w dalszym ciągu żywotną i mająca realną ofertę dla Polaków (o śmierci których „podawane informacje są przedwczesne”). Czasy dla niego i nich są bez wątpienia trudne, niemniej tak jak wiele razy w historii bywało, atrakcyjność polskości i godności przeważy nad roztopieniem się tożsamości i poddaniem pod zarząd innym narodowościom, nawet jeśli ich tradycja jest dłuższa. Nie w liczbach wszak rzecz a etycznej atrakcyjności, będącej fundamentem dobra wspólnego.

bottom of page